Moja terapeutyczna droga była bardzo wyboista.
Zaczęła się od mitingów DDA, po których czułam jak z każdym kolejnym spotkaniem, coś mi spada z pleców. i czuje się o niebo lżejsza.
Niestety, z przyczyn imigracyjnych musiałam terapie przerwać...
Po powrocie do Polski, znów pojawił się niedosyt. W końcu ziarenko zostało zasiane. A moja potrzeba zrobienia w końcu coś ze sobą silnie zakorzeniona...
Po drodze jednak pojawił się inny problem. Bo DDA często same piją albo wiążą się z osobą uzależnioną.
No....Ja się związałam.
Nie czytać z pełną buzią.. czegokolwiek...Nie ponoszę odpowiedzialności za oplucie monitora!
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dda. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dda. Pokaż wszystkie posty
czwartek, 23 października 2014
środa, 15 października 2014
Czuję moc, czuję siłę
właśnie dziś to poczułam...przełom...
h.u.j.o.w.o. byc DDA. córką alkoholika.
Zawsze pragnęłam miec córkę. Ale jak mnie ktoś zapytał to nie umiem odpowiedziec czemu...
I teraz gdy jest i patrzę na tą wielką miłośc jaka jest i wciąż rośnie pomiędzy małżem a córką to coś mi w środku pęka ...z radości, dumy, czułości...
I pojawia sie coś jeszcze - coś czego nie do końca nie umiem zdefiniowac...
Poczucie straty... :(
h.u.j.o.w.o. byc DDA. córką alkoholika.
Zawsze pragnęłam miec córkę. Ale jak mnie ktoś zapytał to nie umiem odpowiedziec czemu...
I teraz gdy jest i patrzę na tą wielką miłośc jaka jest i wciąż rośnie pomiędzy małżem a córką to coś mi w środku pęka ...z radości, dumy, czułości...
I pojawia sie coś jeszcze - coś czego nie do końca nie umiem zdefiniowac...
Poczucie straty... :(
sobota, 10 maja 2014
Wirus ... akceptacji?
Od pary tygodni czuję się jakby mi ktoś wirusa zaszczepił...
Niby nic się nie wydarzyło znaczącego...Życie biegnie swoim torem.. napisałabym spokój i cisza..
dzieci cudnie się rozwijają...
To już prawie rok jak uczęszczam na terapię... Jeszcze żadna nie dała mi takiego kopa. Udrożniła nowe ścieżki zachowań i reakcji...i nagle..nawrót...a może to jak w chorobie alkoholowej?
Bo współuzależnieni też mają swoje nawroty. ważne aby w odpowiednim momencie wyłapać te symptomy i reagować aby znów nie znaleźć się w czarnej dupie złych nawyków i zachowań ukształtowanych w dzieciństwie...
Pisałam już wcześniej, że jestem DDA...ale etap obwiniania rodziców za to jakie dzieciństwo mi zgotowali mam już za sobą. Za sobą mam etap zrzucania odpowiedzialności za swoje zachowania i czyny na "złych" rodziców.
I sama nie potrafię określić co mi jest...A może to tak jak w żałobie? Kolejny etap...
Najpierw niedowierzanie, złość, bunt, smutek, ... akceptacja...?
Mam wrażenie że jestem zawieszona gdzieś pomiędzy smutkiem a akceptacją...
Sama tłumaczę dzieciom, że kiedy się coś zaakceptuje, gdy nie można tego zmienić, żyje się łatwiej..
ale wiecie jak to jest...łatwo jest dawać rady innym , niż samej postępować wg tych zasad...
Niby nic się nie wydarzyło znaczącego...Życie biegnie swoim torem.. napisałabym spokój i cisza..
dzieci cudnie się rozwijają...
To już prawie rok jak uczęszczam na terapię... Jeszcze żadna nie dała mi takiego kopa. Udrożniła nowe ścieżki zachowań i reakcji...i nagle..nawrót...a może to jak w chorobie alkoholowej?
Bo współuzależnieni też mają swoje nawroty. ważne aby w odpowiednim momencie wyłapać te symptomy i reagować aby znów nie znaleźć się w czarnej dupie złych nawyków i zachowań ukształtowanych w dzieciństwie...
Pisałam już wcześniej, że jestem DDA...ale etap obwiniania rodziców za to jakie dzieciństwo mi zgotowali mam już za sobą. Za sobą mam etap zrzucania odpowiedzialności za swoje zachowania i czyny na "złych" rodziców.
I sama nie potrafię określić co mi jest...A może to tak jak w żałobie? Kolejny etap...
Najpierw niedowierzanie, złość, bunt, smutek, ... akceptacja...?
Mam wrażenie że jestem zawieszona gdzieś pomiędzy smutkiem a akceptacją...
Sama tłumaczę dzieciom, że kiedy się coś zaakceptuje, gdy nie można tego zmienić, żyje się łatwiej..
ale wiecie jak to jest...łatwo jest dawać rady innym , niż samej postępować wg tych zasad...
wtorek, 19 listopada 2013
Wpis...bardzo osobisty...
"Żyła raz sobie mała dziewczynka. Jej życie nie było słodkie.
W domu ojciec alkoholik. Wieczne
awantury. Krzyki. Co rusz była świadkiem brutalnych scen. Ojciec traktował mamę
jak worek treningowy. Nigdy nie było wiadomo jak skończy się dzień…Awanturą czy
jednak ojciec uśnie pijackim snem.
Dziewczynka nauczyła się zakładać najgorsze. Codziennie
wyobrażała sobie. że ojciec znów przyjdzie pijany, ze będzie się o wszystko
czepiał. Wiecznie gotowa, wiecznie czujna…
Nauczyła się też bronić mamę. Czasem uciekała z płaczem gdy
widziała jak tata wyzywa mamę, ale gdy podnosił na nią rękę znajdywała w sobie
siłę aby go złapać za ramie, próbując odciągnąć. Czasem krzyczała ile sił w płucach
, aby przestał. Najczęściej wtedy gdy pięści lądowały na ciele jej mamy. Jej życie
zdominowały strach, lęk o mamę.
Była też powierniczką ojca, gdy po napadzie szału, płakał
jej, że to mamy wina, ze go sprowokowała. Musiała wysłuchiwać tych bzdet bo
wiedziała, ze mama w tym czasie jest bezpieczna.
Subskrybuj:
Posty (Atom)