Jak to się dzieje że są ludzie, którzy umieją myśleć pozytywnie?
Czy naprawdę to tylko geny, przykład od rodziców albo super szkolenia gdzie motywują i jesteś wciąż na wysokim haju?
Jeśli chodzi o geny to sięgając wstecz nie przypominam sobie ani jednej osoby w rodzinie mającej pozytywne nastawienie do świata, wręcz przeciwnie - spotkania rodzinne to wieczne marudzenie, narzekanie, zazdrość że komuś się lepiej powodzi...
Przykład z rodziców? o tutaj mogłabym napisać wręcz antyporadnik pozytywnego myślenia. Bardziej w kierunki jak zabić kreatywność i radość u dziecka a rozbudzić lęk i strach...Ale tylko ten kto w wychował się w rodzinie z rodzicem alkoholikiem mnie zrozumie...
A szkolenia? Zjazdy? Poniekąd pomagają, ale na krótką metę. Bo kiedy wracasz do domu, cała energia opada i znów zostajesz sam ze swoimi myślami. Pewnie dlatego ludzie zakładają różne grupy na fejsie aby wciąż mieć kontakt z innymi i nawzajem się motywować. Jasne to ma sens...
Na fejszbuku się nie udzielam, ale blogowanie to dla mnie taki zastrzyk pozytywnej energii :)
Można też spróbować terapii. Rozmowy z psychologiem, terapeutą. Pomagają one wyrobić sobie nowe ścieżki w myśleniu w naszym mózgu.
Tu potrzeba konsekwencji i systematyczności. Jak w sporcie. Aby utrzymać efekty trzeba wciąż ćwiczyć. Codziennie.
Ja z moim słomianym zapałem umiem utrzymać ten stan tylko chwilę...
A potem znów. Czarna dziura.
I tak sobie wyobrażam depresje. Jak stan czarnej dziury bez perspektyw, chęci, zapału, radości życia...
Ja od czasu do czasu odbijam się od dna. Mam narzędzia więc nie poddaje się. Nie mam już tego komfortu jak kiedyś, gdy wpadałam w swoje stany zdołowania, apatii, smutku.
To przez świadomość, wiedzę jaką posiadłam...
Wiecie czemu? Nigdy nie łączyłam odżywiania ze stanem myślenia i odczuwania.
Wiadomo, wiedziałam że jak zjem coś tłustego, fastfooda, wciągnę za duża batoników to będę się czuła pełna, ospałą, ociężała.
Ale nigdy nie wpadłam na to że jedząc zdrowo mogę się czuć świetnie cały czas.
Nie od dziś wiadomo, że aby utrzymać zdrową , szczupłą sylwetkę to zasługa w 70% diety, a w 30% to ruch.
I nagle eureka. Kiedy unikam potraw po którym mam wzdęcia, bo ewidentnie mi nie służą, czuje się nie tylko o niebo lepiej fizycznie, ale moje samopoczucie jest rewelacyjne. Mam ochotę do działania, wierzę że coś mi się uda. Dużo się śmieje, nie mam czarnych wizji na przyszłość, lęk przestaje być wiernym towarzyszem.
Łapie się na tym, że we wszelakich publikacjach wychwytuje te informacje o produktach żywieniowych, które wpływają na poprawę nastroju.
Bo skoro są tabletki typu prozac, bioxetin i czasem trzeba je brać przez jakiś czas w cięższych stanach depresyjnych bo działają one na nasz ośrodek mózgowy poprzez w skrócie podniesienie poziomu serotoniny to czemu nie poszukać naturalnych odpowiedników?
Ja wiem ,że mój stan który czasem nazywam depresją, złym humorem, strachem, lękiem, negatywnym nastawieniem jest poniekąd zachowaniem wyuczonym.
Jest jak skorupa do której się chowam gdy nie radze sobie z otaczającą rzeczywistością, problemami.
Ja wiem też że depresja jest chorobą i wiele czynników ma wpływ na jej pojawienie się.
Dlatego nie pozbywam się tej skorupy Przyznaje otwarcie że ona jest, nie wypieram się jej. Traktuje ją jak azyl , bo czasem są takie sytuacje gdy trzeba tam wejść - zmierzyć się ze swoimi smutkami, lękami, obawami, strachem, przerażeniem, niepewnością jutra...
Na pewno napisze post o takich super foods na dobry nastrój. Każdy znajdzie coś dla siebie :)
Bo jesteśmy tym co jemy. Nie tylko w sensie fizycznym ale przede wszystkich - psychicznym :)
Oczywiście to temat rzeka. Na dobry nastrój wpływa też uprawienie sportu, czy poranne lub wieczorne ćwiczenia, nasze otoczenie zarówno w domu jak i w pracy.
Tylko tak sobie myślę, że gdy zaczniemy zmiany od siebie to nawet beznadziejna praca, która kiedyś nas dołowała, można stać się atrakcyjniejsza lub po prostu znajdziemy w sobie tyle siły , że ją zmienimy.
Bo kiedy ktoś jest wiecznie z siebie niezadowolony, to nawet super życie go będzie męczyć.. wiem coś o tym :P...
Nie czytać z pełną buzią.. czegokolwiek...Nie ponoszę odpowiedzialności za oplucie monitora!
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą samo życie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą samo życie. Pokaż wszystkie posty
środa, 2 maja 2018
środa, 13 stycznia 2016
Noc bez dziecka. Czy warto oddać dziecko.
tak, tak i jeszcze raz tak !!!!!!!!!
Oddaliśmy nasze dziecko pod skrzydła babci.
Na całą noc.
Tak bardzo byliśmy szczęśliwi tą ciszą, brakiem stęków, jęków, absorbowania nas co chwilę, że postanowiliśmy celebrować te chwile sami w domu.
Dawno nie było nam tak dobrze. Serio. Ja nie wiem jak to jest spędzić czas z mężem bez dzieci.
Bez przerzucania na siebie obowiązków "Tatuś ci pomoże albo mamusia ci poda" itp.
bez oczu dookoła głowy. Bo mimo, ze cieszę się ogromnie z dużej samodzielności Hanki, bo ma swoje też ujemne konsekwencje. Cały czas trzeba mieć na nią oko. Bo pomysłów ma mnóstwo. Ostatnio ściągałam ją z parapetu, ehhh. Zresztą mamom 2-3-4 latków nie muszę tłumaczyć co oznacza posiadanie żywego srebra w domu :P.
Jeśli mogłabym polecić jakąś terapię dla małżeństw aby znów siebie odnaleźć, pośmiać, powygłupiać, odetchnąć, oraz nacieszyć się sobą - to zdecydowanie polecam "wywieźć" pociechy na noc do rodziny.
Wcześniej prawie w ogóle tego nie praktykowaliśmy, najczęściej to jeden z rodziców wychodził, a drugi zostawał z dziećmi. W sytuacjach wyjątkowych (wyjścia na imprezy, sylwestra), przychodziła do Nas niania, a Nas czekał koszmar poranków po całonocnej imprezie - bzzz.
A obudzić się rano bez łokcia wciśniętego w żebra, bez pukania w głowę "Mamo, wstawaj, Mamo jestem głodna" - BEZCENNE :))
bo choc kochamy je nad życie, to dla psychicznej równowagi trzeba czasami od nich...odpocząć
Oddaliśmy nasze dziecko pod skrzydła babci.
Na całą noc.
Tak bardzo byliśmy szczęśliwi tą ciszą, brakiem stęków, jęków, absorbowania nas co chwilę, że postanowiliśmy celebrować te chwile sami w domu.
Dawno nie było nam tak dobrze. Serio. Ja nie wiem jak to jest spędzić czas z mężem bez dzieci.
Bez przerzucania na siebie obowiązków "Tatuś ci pomoże albo mamusia ci poda" itp.
bez oczu dookoła głowy. Bo mimo, ze cieszę się ogromnie z dużej samodzielności Hanki, bo ma swoje też ujemne konsekwencje. Cały czas trzeba mieć na nią oko. Bo pomysłów ma mnóstwo. Ostatnio ściągałam ją z parapetu, ehhh. Zresztą mamom 2-3-4 latków nie muszę tłumaczyć co oznacza posiadanie żywego srebra w domu :P.
Jeśli mogłabym polecić jakąś terapię dla małżeństw aby znów siebie odnaleźć, pośmiać, powygłupiać, odetchnąć, oraz nacieszyć się sobą - to zdecydowanie polecam "wywieźć" pociechy na noc do rodziny.
Wcześniej prawie w ogóle tego nie praktykowaliśmy, najczęściej to jeden z rodziców wychodził, a drugi zostawał z dziećmi. W sytuacjach wyjątkowych (wyjścia na imprezy, sylwestra), przychodziła do Nas niania, a Nas czekał koszmar poranków po całonocnej imprezie - bzzz.
A obudzić się rano bez łokcia wciśniętego w żebra, bez pukania w głowę "Mamo, wstawaj, Mamo jestem głodna" - BEZCENNE :))
bo choc kochamy je nad życie, to dla psychicznej równowagi trzeba czasami od nich...odpocząć
czwartek, 31 grudnia 2015
Depresja poświąteczna
4 dni z dziećmi i z mężem.
To nie mogło się skończyć inaczej jak załamaniem nerwowym.
I naprawdę to nie ma nic wspólnego z reklamami w telewizji faszerujących nas rodzinną atmosferą, pease and love w powietrzu.
Ale wiecie co jest najlepsze?
To nie mogło się skończyć inaczej jak załamaniem nerwowym.
I naprawdę to nie ma nic wspólnego z reklamami w telewizji faszerujących nas rodzinną atmosferą, pease and love w powietrzu.
Ale wiecie co jest najlepsze?
czwartek, 24 grudnia 2015
O czym marzą rodzice w Święta?
Jak co roku słucham Michela.
Dziś mogę nawet gdy leci kolejny nudny mecz w TV lub transmisja z Sejmu...
Nie tylko że dostałam super słuchawki od małża pod choinkę, ale, że dzięki temu
tekstowi jest mi bardzo bliski :))
a tu w całości :) dla wszystkich Rodziców...cierpliwości, jeszcze kilka dni :)
damy radę :)
środa, 16 grudnia 2015
Pierwszy raz...na scenie
Widzicie tą pogodną Mikołajkę?
Półtorej godziny oczekiwania zanim wyjdzie na scene.
Moja cierpliwośc została wystawiona na próbę.
Zazwyczaj Panie z przedszkola rozpływają się jaka Hania w przedszkolu jest grzeczna, spokojna, ułożona, małomówna. Dzięki zorganizowaniu świątecznego koncertu miały okazję przekonac się jakie jest prawdziwe oblicze Hanki.
Bo nie ukrywam...ich opinie bardzo mi nie współgrają z córką jaką znam. Albo ma taką blokadę w swojej grupie, albo nieźle ściemnia.
Nie wiem kto to wymyślił, aby grupa żłobkowa (a do takiej niestety przypisana jest moja córka z racji 2-latków w grupie) występowała na końcu.
Modliłam się tylko aby
*raz nie zachciało jej się siku w wiadomym momencie,
*dwa nie zaliczyła gleby gdy szalała "pod sceną",
*trzy nie nabiła mi lipa gdy próbowała całym ciałem okazywac swoje uznania dla występujących już grup podczas trzymania jej na kolanach.
Suma sumarum siku chciało się mnie. Ledwo wytrzymałam. uff.
Sam występ...khmm.
Znów dała znac buntownicza natura Hanki, która średnio zamierzała trzymac się planu czyli naszej choreografii. Dała się poznac nie tylko jako dziewczyna z temperamentem biegając po całej scenie, ale również wprowadzaj swoją matkę w zakłopotanie, bo Ja już sama nie wiedziałam czy mam nie zwracac na nią uwagi czy ganiac za nią po owej scenie.
W każdym razie odetchnęłam gdy wróciłyśmy całe i zdrowe do domu.
Następny koncert dopiero za rok. Sama nie wiem czy już mam się bac??
poniedziałek, 23 listopada 2015
Po urodzinowy post
Czy tylko Ja tak mam, że w dniu ważnych imprez organizowanych w domu najchętniej sprzedałabym dzieci na jeden dzień, albo uśpiła na parę godzin?
piątek, 20 listopada 2015
Wieści z frontu dietetycznego i nie tylko
No i stanęła. W miejscu. 72kg. Po cudownej euforii i spadku
20 kostek smalcu (czytaj 5kg) moja waga nie spada.
Wciąż staram się trzymać 3h przerw między posiłkami. Ale
niestety grzeszę ilością i jakością.
Jesionno-zimowa aura mi nie sprzyja. Jem więcej. I bardziej słodko.
A wszystko przez złapanie bakcyla – cukiernika.
Najpierw ciasto marchewkowe, potem murzynek a ostatnio…ciasto
3-bit. Po prostu – rewelacja. Super, mega łatwy przepis znalazłam u Dagmary.
niedziela, 8 listopada 2015
Interwencja. Warto próbowac.
Pamiętacie ten wpis o wypadku.
W skrócie...na naszym osiedlu jest bardzo niebezpieczne skrzyżowanie. Ostatnio została potrącona 6 letnia dziewczynka, przechodząca na pasach.
Mój Syn też codziennie uczęszcza tą drogą do szkoły, jak zresztą wielu uczniów.
Postanowiłam napisac pismo do zarządu dróg z prośbą o interwencję.
Od tamtego czasu minęły prawie 3 tygodnie...A dziś patrzę i nie wierzę...
Może to zbieg okoliczności, wypadek, pismo i to co zobaczyłam...
Ważne, że coś zrobili...
Może to zbieg okoliczności, wypadek, pismo i to co zobaczyłam...
Ważne, że coś zrobili...
z obu stron "pasy zwalniające". Przed przejściem pojawiła się "Agatka"
Tylko kierowcy jeszcze "nieprzyzwyczajeni" i jest nieco hałasu gdy przejeżdżają powyżej 50km/h.
środa, 14 października 2015
Jak zalać sąsiada.
Dziwiło Nas, że w bloku jeszcze nie grzeją.
Niby dopiero październik, ale od paru dni zrobił się "piździernik" więc sami rozumiecie...troszku zimno w pokojach, szczególnie wieczorami.
Zapytaliśmy sąsiada. U niego grzeją..."hej, a może macie główny zawór zakręcony?"
Wyszliśmy na klatkę, otworzyliśmy drzwiczki do naszych zaworów. Faktycznie. Nasz był zakręcony.
Dziwne. Nigdy tam niczego nie ruszaliśmy. Ale może sąsiadka -wariatka, ta od tych hałasów, cośgrzebała w naszej wspólnej skrzynce?
Trudno teraz dociekać bo suma summarum zawór odkręcony, a 2 godziny później wizyta sąsiada mieszkającego pod nami, że go zalewamy...
Najlepsze jest to, że za kanapą w naszym Salonie było pełno wody. Cud, że nie doszło do kabli i nikogo nie poraziło.
I teraz klops. Bo pewnie podczas generalnego remontu został uszkodzony przewód C.O.
Nie zostało to sprawdzone po wywierceniu dziury w podłodze na nowe kable.
Problem nie pojawił się też od razu bo NASZ GŁÓWNY ZAWÓR OD C.O. BYŁ ZAKRĘCONY.
I gdzie teraz szukać dziury w całym?
Zostaje ściąganie paneli i kucie płytek, wyciąganie przewodów i szukanie przecieków...
zajebiście, po prostu...zajebiście... :((
Niby dopiero październik, ale od paru dni zrobił się "piździernik" więc sami rozumiecie...troszku zimno w pokojach, szczególnie wieczorami.
Zapytaliśmy sąsiada. U niego grzeją..."hej, a może macie główny zawór zakręcony?"
Wyszliśmy na klatkę, otworzyliśmy drzwiczki do naszych zaworów. Faktycznie. Nasz był zakręcony.
Dziwne. Nigdy tam niczego nie ruszaliśmy. Ale może sąsiadka -wariatka, ta od tych hałasów, cośgrzebała w naszej wspólnej skrzynce?
Trudno teraz dociekać bo suma summarum zawór odkręcony, a 2 godziny później wizyta sąsiada mieszkającego pod nami, że go zalewamy...
Najlepsze jest to, że za kanapą w naszym Salonie było pełno wody. Cud, że nie doszło do kabli i nikogo nie poraziło.
I teraz klops. Bo pewnie podczas generalnego remontu został uszkodzony przewód C.O.
Nie zostało to sprawdzone po wywierceniu dziury w podłodze na nowe kable.
Problem nie pojawił się też od razu bo NASZ GŁÓWNY ZAWÓR OD C.O. BYŁ ZAKRĘCONY.
I gdzie teraz szukać dziury w całym?
Zostaje ściąganie paneli i kucie płytek, wyciąganie przewodów i szukanie przecieków...
zajebiście, po prostu...zajebiście... :((
czwartek, 8 października 2015
Lans na siłowni i przemyślenia po przedszkolnym zebraniu.
Łapiemy ostatnie promyki słońca.
I hasło córki "Mamusiu, zrób mi zdjęcie"...
Często wychodzę z młoda na podwórko, choć czasem padam na pysk po pracy.
Próbuje jej wynagrodzić brak spacerów w przedszkolu.
Wczoraj na zebraniu dowiedziałam się czemu nasze dzieci nie wychodzą na podwórko.
Najpierw był okres adaptacji. wiadomo, maluchy, pora drzemek, płacz dzieci.
Trzeba było czasu aby to wszystko się unormowało.
Jako, ze pogoda we wrześniu nas rozpieszczała codziennie pytałam młodą czy byli na dworze.
Nie...Byli jedynie ze dwa razy "werandowani".
Wczoraj na zebraniu się dowiedziałam czemu nasze dzieci nie wychodzą...
I czuję złość.
Podobno są rodzice, którzy nie życzą sobie spacerów, bo np. ich dziecko jest po chorobie i lepiej żeby nie wychodziło na dwór.
Jeśli codziennie trafi się taki jeden choć rodzic, cała grupa siedzi w klasie, bo Panie nie wyjdą z reszta grupy, zostawiając jedno w klasie ,a dać do innej grypy nie mogą, zostać z tym jednym dzieckiem nie ma kto.
Akurat na zebraniu nie było tych rodziców, którzy mają takie podejście więc trudno było o merytoryczną dyskusję.
Ja jestem po prostu zła.
Bo skoro rodzic oddaje dziecko do przedszkola to znaczy, ze jest ono już zdrowe. A skoro zdrowe to nie ma przeciwskazań aby wyszło na podwórko.
Tym samym taką prośbą, aby je przetrzymać w klasie bo dopiero co było chore nie dość, że karze całą grupę to traci na odporności też jego dziecko.
Nie mówię już o zimnym chowie, albo jak to jest np. w Irlandii, czy Dani, ale chyba każdy rodzic zdaje sobie sprawę , że świeże powietrze to coś co najlepiej służy maluchom, a przed drzemką to chyba najlepsza forma szybkiego uśpienia???
Może się mylę, ale nawet jak dziecko ma katar czy kaszel to wyjście na spacer łagodzi objawy, wręcz każdy pediatra, z którym miałam do czynienia nakazuje wychodzić na dwór, w przypadku przeziębień bez gorączki.
Tym bardziej jak jest chłodno, gdyż wtedy zimne powietrze obkurcza śluzówkę nosa i łatwiej się oddycha.
No nie rozumiem.
Chyba logicznym jest, że zachorowalność jest mniejsza u dzieci, które wychodzą n dwór, niż gdy z tymi zarazkami siedzą zamknięte w klasie!!!
Nie wiem...Nie wierzę, że tak ma być do końca roku...
Może warto porozmawiać z Dyrektorką przedszkola...?
Ja rozumiem, że liczy się kasa i każde dziecko jest na wagę złota, ale jeśli ideą jest wspieranie rozwoju dzieci to wychodzenie na świeże powietrze, spacery powinny być jedną z nich, nieprawdaż??
poniedziałek, 5 października 2015
Kochanie...to ciasto kupne czy domowe?
Nigdy nie sądziłam iż szczytem komplementu usłyszanego od męża będzie czy ciasto, którym się zajada
jest kupne.
I tam gdzie poemy można pisac o ciastach domowej roboty nijak ma się do mojego kulinarnego talentu.
A raczej jego brak.
jest kupne.
I tam gdzie poemy można pisac o ciastach domowej roboty nijak ma się do mojego kulinarnego talentu.
A raczej jego brak.
czwartek, 1 października 2015
Plusy blogowania o wnętrzach
Od kiedy zaczęłam stawiac pierwsze kroki pod kątem tematyki wnętrzarskiej zauważyłam jego bardzo przyjemny aspekt. Częściej mam porządek w domu :))
No bo wiecie...burdel sam się nie sprzątnie...a nasze poranki to istny armagedon. Ciuchy w każdym kącie, pościel na łóżkach, w każdym pokoju talerze i kubki po śniadaniu bo nie łaska zjeśc przy stole a tym bardziej odnieśc do kuchni, nie marząc nawet o włożeniu do zmywarki...
Ale...są takie dni jak dziś gdy matka chora...
No bo wiecie...burdel sam się nie sprzątnie...a nasze poranki to istny armagedon. Ciuchy w każdym kącie, pościel na łóżkach, w każdym pokoju talerze i kubki po śniadaniu bo nie łaska zjeśc przy stole a tym bardziej odnieśc do kuchni, nie marząc nawet o włożeniu do zmywarki...
Ale...są takie dni jak dziś gdy matka chora...
środa, 9 września 2015
Pierwsze dni w przedszkolu
Witaj
Przedszkole…
1 września
to debiut naszej córki w przedszkolu.
Ponad dwa
lata była pod opieka wspaniałej Niani. Przyzwyczajona też, że rano Mama idzie
do pracy.
Tak więc
początkowa fascynacja przedszkolem z każdym dniem…topniała… teraz nastąpił
okres nie tylko separacji ale również świadomości, że nie jest pępkiem świata.
Że jest w grupie 24 dzieci nad którymi próbują zapanować dwie Panie.
Rano jest
dobrze. Czemu? Bo jest mało dzieci. Hanka obładowana plecakiem wraz z jego
zawartością wzbudza zainteresowanie Pań. Co ta dziewczyna znów przytargała J
Najczęściej jest
to maskotka. Dobrym pomysłem na tęsknotę okazały się zdjęcia rodziców i …brata J.
Ostatnio
bierze książeczki. Naszym hitem jest „Dunia”…
Gdy wracam do
domu, Hania odebrana wcześniej przez Tatę, wtula się we mnie jakby nigdy nie
miała puścić, płacząc i śmiejąc się na zmianę. Wiem, że jest jej trudno.
Zresztą nie ukrywa tego. Plusem całej sytuacji jest to, że potrafi o tym
powiedzieć „Mamo, nie chce iść do
przedszkola. Jestem tam smutna” – no i serce matki się kraja…
Dlatego dużo
rozmawiamy, oswajamy ten smutek, a w między czasie poczytujemy książeczkę o
przygodach Duni. Mamy dwie części „Moje szczęśliwe życie” oraz „Kiedy ostatnio
byłam szczęśliwa”. I kiedy rozmawiamy o przedszkolu, próbuje odwrócić sytuację
pytając ją kiedy jest szczęśliwa w przedszkoluJ. Zazwyczaj odpowiada, że nigdy, że
jest cały czas smutna, ale gdy wspomnę o zabawach z koleżankami, zabawkach,
siłowni (mają mini siłownię w przedszkolu – super sprawa) pojawia się nieśmiały
uśmiech na buzi J.
Pewne trudności
adaptacyjne mogą wynikać z faktu, że jest w grupie śpiących maluszków. Tylko
spać nie chce, hehe…Oczywiście panie zapewniają, że dzieci nie zmuszą do spania
i chyba Hanka z tego skwapliwie korzysta :P. Za to maluszki dużo płaczą. Sytuacja
ta powoduje, że inne zaczynają im wtórować choć nawet nie wiedza czemu płaczą,
ale jak się solidaryzować to na maksa.
Dziś mimo,
że nie chciała iść do przedszkola (codziennie ten sam motyw) nagle zapytała,
czy mogę jej zrobić zdjęcie na tle przedszkolnej fototapety J. Małymi kroczkami do przodu J
A jak wasze
pociechy się adaptowały?
wtorek, 1 września 2015
Celebration
"Wyjechali na wakacje wszyscy nasi podopieczni
Gdy nie ma dzieci w domu - to jesteśmy niegrzeczni "
....no, może nie na wakacje, ale 1 września to piękny dzień...
Po pierwsze : rozpoczęcie roku szkolnego, to już 5 klasa u Syna
Po drugie : debiut naszej córki w przedszkolu...
A co w tym pięknego???
To, że rodzice mają jeszcze parę dni wolnego !!!! Yupiiii!!! Czujecie to dziewczyny? !!!
Wolna chata!!!
Gdy nie ma dzieci w domu - to jesteśmy niegrzeczni "
....no, może nie na wakacje, ale 1 września to piękny dzień...
Po pierwsze : rozpoczęcie roku szkolnego, to już 5 klasa u Syna
Po drugie : debiut naszej córki w przedszkolu...
A co w tym pięknego???
To, że rodzice mają jeszcze parę dni wolnego !!!! Yupiiii!!! Czujecie to dziewczyny? !!!
Wolna chata!!!
niedziela, 30 sierpnia 2015
Dwa złote...
Co warto odkładac jadąc z dziecmi na wakacje przynajmniej takimi 2+ ?
Bilony dwuzłotowe...
Nic nie wzbudzało takiego szału jak jeździki nad morzem...
Był nie tylko formą "niepedagogicznego" przekupstwa..."jak zjesz obiadek pójdziemy na autka",
ale również chwilą wytchnienia dla rodziców...co nie zmienia faktu, że cokolwiek ... kosztowną :PP
Bilony dwuzłotowe...
Nic nie wzbudzało takiego szału jak jeździki nad morzem...
Był nie tylko formą "niepedagogicznego" przekupstwa..."jak zjesz obiadek pójdziemy na autka",
ale również chwilą wytchnienia dla rodziców...co nie zmienia faktu, że cokolwiek ... kosztowną :PP
czwartek, 9 lipca 2015
Kiedy karma wraca...
Odwiedziłam przyjaciółkę w szpitalu ...
(chciała odpocząć od męża i dziecka, a że lubi hardcore - znalazła się tam na skutek wypadku -
na szczęście żyje i ma się dobrze - pzdr ją serdecznie z tego miejsca - i tak się zobaczymy popołudniu jak jej piżamkę dowiozę, a ponieważ już jest "gwiazdą" internetu - zdjęcia z wypadku - ja ją na swoim blogu "oszczędzę" i detali nie podam :PP)
wracając do punktu wyjścia...
(chciała odpocząć od męża i dziecka, a że lubi hardcore - znalazła się tam na skutek wypadku -
na szczęście żyje i ma się dobrze - pzdr ją serdecznie z tego miejsca - i tak się zobaczymy popołudniu jak jej piżamkę dowiozę, a ponieważ już jest "gwiazdą" internetu - zdjęcia z wypadku - ja ją na swoim blogu "oszczędzę" i detali nie podam :PP)
wracając do punktu wyjścia...
sobota, 20 czerwca 2015
Stan równowagi
Bardzo często mam ochotę uciec.
Najczęściej gdy przysłowiowa beczka soli się "przesoli"...
Aby móc zapobiec temu "ostrzegam" małża, iż pod koniec tygodnie - wychodzę - gdziekolwiek :) ..
I wiecie co?
Kiedy przychodzi "ten wieczór", tydzień zwalnia, zaczyna się weekend - Ja mam ochotę posiedzieć po prostu w domu. Wypić kawę, zjeść ciacho, poczytać posty, przejrzeć "cztery kąty", poszukać inspiracji w necie, zadzwonić do przyjaciółki.
Bo Ja dobrze się czuje ze swoją rodziną, tylko czasami mam ochotę po prostu odpocząć w domu,
być przez jakiś czas niewidzialna dla dzieci :)), które wiedzą, że jak mamusia ma sjeste,
jest w domu tatuś i do niego też można pójść z problemem czy prośbą, czy pustym brzuszkiem :)...
źródło pinterst
niedziela, 14 czerwca 2015
Z wizytą u...
...Przyjaciołki...tym razem bez zdjęc...
za to z mega-turbo psychicznym doładowaniem.
Jak to jest że na męża mogę się wkurzac, kłocic się i rozwodzic codziennie,
a z przyjaciółką po jednej rozmowie mogę miec czysty umysł, chęc do życia, doceniac to co w życiu najważniejsze, dostac zjebkę i umiec przyjąc ją na klatę, móc spojrzec na życie z lepszej perspektywy...?
Przyjaźń jest niepoliczalna, bezwarunkowa, bezkrytyczna...
Gdyby było więcej takich przyjaźni - terapeuci, psychologowie - poszliby z torbami- strzeżcie się kochani... ;PP
za to z mega-turbo psychicznym doładowaniem.
Jak to jest że na męża mogę się wkurzac, kłocic się i rozwodzic codziennie,
a z przyjaciółką po jednej rozmowie mogę miec czysty umysł, chęc do życia, doceniac to co w życiu najważniejsze, dostac zjebkę i umiec przyjąc ją na klatę, móc spojrzec na życie z lepszej perspektywy...?
Przyjaźń jest niepoliczalna, bezwarunkowa, bezkrytyczna...
Gdyby było więcej takich przyjaźni - terapeuci, psychologowie - poszliby z torbami- strzeżcie się kochani... ;PP
niedziela, 24 maja 2015
Histora pewnego prezentu.
Czy zdarzyło Wam się kiedyś kupic prezent dla kogoś bliskiego i po powrocie do domu z rzeczony prezentem stwierdzic że nagle jest Wam ...
ciężko się z nim rozstac???
Historia tego wazonu potwierdza mój przypadek.
Kiedy przyniosłam wazon do domu, postawiłam na stole, jakoś tak wyszło, że kwiatki same do niego weszły i wiecie co? Nie chciały wyjśc...No przecież, nie ofiaruje komuś "używany" wazon :PP.
ciężko się z nim rozstac???
Historia tego wazonu potwierdza mój przypadek.
Kiedy przyniosłam wazon do domu, postawiłam na stole, jakoś tak wyszło, że kwiatki same do niego weszły i wiecie co? Nie chciały wyjśc...No przecież, nie ofiaruje komuś "używany" wazon :PP.
piątek, 15 maja 2015
Balkonowo
Kiedy wracam z pracy, a ostatnio też z zabiegów, czyli gdzieś w okolicach 18stej,
pierwsze co robię po zapchnianiu się kanapką, to wychodzę z Młodą na plac zabaw.
Korzystamy z ciepłych wieczorów. Bezdeszczowych dni. Ma to swoje konsekwencje.
Nie mam czasu na własne przyjemności.
Choc wyjście na dwór to okazja porozmawiania z koleżankami, z innymi mamami to jednak trudno to nazwac relaksem przy tak wymagającej i żywej córce.
Dlatego gdy już uda się ją położyc spac, ja mam siłę tylko na szybki prysznic i dołączenie do córki...
Dziś miało byc inaczej. dziś chciałam w końcu znależc czas na balkon.
Oprócz ziemi pod paznokciami i złamaniu jednego - nie jestem zadowolona.
Przestawiam, dokładam i nie wiem czemu ale wciąż jestem niezadowolona.
no i jakakolwiek aranżacja przy ciekawskiej Hance graniczy z cudem.
Subskrybuj:
Posty (Atom)