piątek, 30 sierpnia 2013

Czy mój mąż „na pewno” ma problem, czyli fikcja w zderzeniu z rzeczywistością…







Parę lat wstecz….

Co robiłam aby mój mąż nie pił?

Hmm, chyba wszystko…Ale od początku…

W pierwszym tygodniach uczęszczania na mitingi al-anon , w miaręupływu czasu, słuchając bliskich zwierzeń żon, matek alkoholików miałam mieszane uczucia. Czasem włosy stawały dęba, czasem kręciłam głową z niedowierzaniem.. Wszystko to spowodowało, że poniekąd zaczęłam bagatelizować picie swojego męża. .no przecieżu mnie nie jest tak źle. Czyściutki, zadbany, do pracy chodzi, bić nie bije, a nawet to częściej ja miałam ochotę mu przywalić, z dzieckiem na spacer pójdzie, przytuli…



Z czasem, kiedy pomału zaczęły mi opadać klapki z oczu zauważyłam, że picie męża zaczyna się już pomału wymykać z poza kontroli..zaczęło się od drobiazgów..Kończył się alkohol na imprezie – mój mąż pierwszy żeby dokupić,sam inicjował kolejki, przed każdą imprezą musiał wypić pifko, po każdej zakrapianej imprezie, kolejne pifko ze stacji, popił w sobotę, kaca na drugi dzień oczywiście leczył pifkiem, po jakimś czasie, zakrapiany weekend zaczynał się w piątek, a kończył w niedziele, najgorsze były poniedziałki, gdy trzeba było pójść po takim maratonie do pracy, ale od czego są urlopy na żądanie (tak więc na pytanie czy z powodu alkoholu mój mąż zawalał pracę, odpowiedź zawsze brzmiała – „nigdy!”,hehe), prosiłam aby pił mniej, to pił "mniej" przy mnie na Sali, by w trakcie imprezy wychodzićdo pobliskiego sklepu, napić się pifka, ale o tym nie wiedziałam wtedy i nie mogłam uwierzyć tak szybko upijał się „jednym” drinkiem, ehh..

I to co kiedyś było normalne zaczęło przybierać na sile. Nagle "normalne" picie stało się piciem ostrzegawczym, potem zaczęło się zbliżaćdo fazy krytycznej (warto poczytać TU)

Zaczęły się jego kłamstwa, manipulacje, picie ukradkiem…

Co robiłam aby nie pił? Wszystko…piłam z nim, aby mnie j wypił (totalna głupota!), wylewałam alkohol do zlewu, wyrzuciłam kieliszki z domu, przestałam z nim chodzić na imprezy, a nawet zapisałam go na przymusowe leczenie (kolejny banał – nie ma czegoś takiego jak przymusowe leczenie), owszem była sprawa w Sądzie, zaproponowano mu leczenie stacjonarne albo zamknięte, co m-c przychodził kurator, co m-c stawiał się w Sądzie, oczywiście trzeźwy, potem szedł na browarka….

Jedyne to czego nie potrafiłam wówczas to odciąć się emocjonalnie, pozwolić mu samemu dotknąć dna. Bo alkoholik nie przestanie pić dla mnie, dla Ciebie, dzieci.. On musi przestać pić dla siebie.. Ale to zrozumiałam dopiero na terapii dla współuzależnionych.. Samo al-anon mi nie wystarczyło…

cdn

 


7 komentarzy:

  1. ehhh ten alkohol... Ale racja trzeba odbić się od dna. Najgorsze jest to, że to ta druga osoba tak bardzo chce pomóc ze niszczy sobie też życie. Super blog
    http://loli-la-lu.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. DNO- wybić się z niego to naprawdę wielka sprawa...
    Z Tobą pewnie szybko nie utonie, ale nie zapominaj o sobie.... zawsze warto mieć własną trampoliną
    Pozdrawiam
    http://eksperyment-przemijania.blog.onet.pl/
    http://kadrowane.bloog.pl/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm, kiedyś tak...co chwilę rzucałam koło ratunkowe. Prawda jest taka że im więcej pomagasz tym bardziej szkodzisz..cięzko to zrozumieć i załapać w imię miłości, bycia na dobre i na złe... dlatego potrzebna jest terapia aby nabyć wiedzy jak postępować..nikt tego nie uczy, a wręcz przeciwnie wszystko co robiłam nie pozwalało mu "upaść" i zrozumieć...

      Usuń
  3. Picie z alkoholikiem, by mniej pił, interesująca metoda! Nic tylko zostać opiekunem na detoksie.

    OdpowiedzUsuń
  4. świetny blog... taki życiowy... rzadko komentuję blogi, ale twoja historia jest mi bardzo bliska... będę go na pewno często czytać ! Ja 6 miesiąc ciąży, a tata póki co "zaszyty" alkoholik chodzący na terapię. Na szczęście/ nieszczęście u niego szybko to postępowało i aż sam się wystraszył co potrafi mówić i robić po pijaku. Jak to mówi moja terapeutka "Życie z alkoholikiem to jak praca sapera. Ciągle siedzisz na bombie". Nie jesteś sama. Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  5. Myślę, że krokiem milowym i takim momentem otrzeźwienia, jest dzień w którym alkoholik przyzna sam przed sobą, że ma problem. Mój ojciec nadal uważa, że nie :) I ta minka nie oznacza bynajmniej, że mnie to bawi... Jemu po prostu wydaje się, że jak po weekendowym maratonie idzie do pracy to nadal ma kontrolę...

    OdpowiedzUsuń

Dziękuje...każdy komentarz mnie uskrzydla...

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...