Wczoraj uświadomiłam sobie, że odkąd urodziłam Hanie nie przespałam regularnie
całej nocy od ...
17 mcy...!!!
Żeby nie wpaść w całkowitą depresję, po powrocie do pracy ustaliliśmy z małżem dyżury.
Wstajemy do niej co drugą noc...Najczęściej są to krótkie pobudki, gdzie podanie smoczka lub picia wystarczy, nie licząc nocy gdy jest przeziębiona i z powodu np. zapchanego nosa budzi się co godzinę...
Nie mniej jednak odkąd zaczął się dłuższy dzień ja funkcjonuje coraz gorzej ...
Idę do pracy cholernie
niewyspana (bo tak naprawdę nawet jak małż ma dyżur, to często płacz córki mnie wybudza)...wracam do domu, marząc o krótkiej drzemce, co jest nierealne, próbuje zrobić co na obiad najczęściej z młodą przy nogawce, potem posiłek i dwójka dzieci w pakiecie...
Na zmianę: pomoc w lekcjach Młodemu plus pilnowanie młodej (ostatnio amatorki biegania po kanapie)... gdzieś w tle małż, wpatrzony w monitor komputera lub oglądający tv...albo go nie ma bo akurat jego "dyżur" do rodziców...
I wiecie co?
Jestem
cholernie zmęczona...denerwuje mnie włączony telewizor, włączone radio...każdy dodatkowy bodziec wywołuje u mnie
agresję...
I tak,
jestem sfrustrowana...bardzoooo
I rozmawiam z małżem o tym co mnie wnerwia..i niewiele się zmienia....
Nie mam pomysłu jak przetrwać ten trudny okres...
Frustracja rodzi się ze złości...złość jest reakcją na sytuację gdy coś nam przeszkadza, nie podoba nam się...złość dobrze ukierunkowana może być bodźcem do zmian...
Ja potrzebuję zmian...Obecna rzeczywistość mnie dusi...rodzi konflikty między nami i zupełny brak empatii i zrozumienia...