Ostatnio mam takie zboczenie że gdy patrzę na jakąś kobietę zastanawiam się co mogłabym "poprawić-dodać-odjąć" aby ulepszyć jej figurę.
Stoję sobie wczoraj na poczcie, przede mną babeczka, jakieś 1,6wzrostu, ok.35 lat, krótkie blond włosy, długi dżinsowy płaszczyk w kształcie litery A (czyli rozszerzany do dołu) do kolan, obcisłe czarne leginsy i szare botki.
zgrabne łydki. Ogólnie fajnie, modnie...ale niestety dobór kolorystyczny spowodował że sama sobie ucięła sylwetkę u nóg, przy i tak niskim wzroście...
O ile płaszczyk bym zostawiła, bo fajnie maskował obfite kształty o tyle zrobiłabym prosty myk aby wydłużyć jej sylwetką...Albo zmieniłabym botki na czarne, albo leginsy na szare...
Myślę, że taki drobny zabieg ciuchowy wysmukliłby jej sylwetkę...
Jak widzicie takie mam hobby, albo sposób na nudę, czekając w przydługich kolejkach :))