Może jestem przewrażliwiona. Może dlatego że jestem kobietą. Może dlatego, że jestem matką, która dała życie dla dwójki dzieci...i jak pomyślę, że coś, ktoś odbiera mi je...czuje sztylet w sercu.
Nie ogarniam śmierci dzieci...
Nie stawiam znaku równości między umieraniem dziecka na raka, potrąconym śmiertelnie przez pijanego kierowcę, zmarłego z głodu i wycieńczenia, zmarłego bo zostawionego w nagrzanym aucie. Dla mnie znakiem równości jest sama tragedia jaką jest utrata dziecka...
I mimo, że może to być przypadek jeden na milion, w dobie informacji rozprzestrzeniającej się jak zaraza, mam wrażenie że to stało się tuż obok, odnoszę wrażenie że mnie to też może dotyczyć.
Dla mnie taka tragedia oznacza jedno.
Refleksja. Przemyślenia. I reakcja.
...ja zwalniam jak widzę teren zabudowany. staram się jechać z większa koncentracją. nie odbieram telefonu jak prowadzę auto.
...nie daję małemu dziecka, ani picia ani jedzenia w trakcie jazdy. od kiedy zakrztusiła się bułką i zrobiła się sztywna bo kawałek bułki przykleił jej się do podniebienia i nie mogła złapać oddechu i tylko szybka reakcja, możliwość pomocy jej od razu uratowało jej życie, nie wyobrażam sobie czegoś takiego w aucie.
...nie zostawiam dzieci w nagrzanym samochodzie. nawet jeśli to miało by być 5 minut. Bo to nigdy nie jest 5 minut.
...ucinam ploteczki na placu zabawa z koleżankami. i choć czasem mi smutno, ehh, pogadało by się, zawsze biegnę za 1,5 roczną córką. Nie patrzę "wyluzowana jak" dobiega do schodów, parkingu, zjeżdżalni. Może mnie usłucha. Zawróci...Aha, ..nigdy...ona wtedy przyspiesza..
Ale tylko Ja wiem jaki może być skutek. Tylko Ja wiem, jaka może stać się tragedia...
Nie jestem idealną matką. wręcz przeciwnie. z racji tego że to Ja spędzam z nią najwięcej czasu, przy mnie najwięcej ma zadrapań, upadków, choć, nie, wczoraj jak zastała z tatą, wpadła na kant narożnika..dzięki bogu, nie trzeba oka szyć..parę milimetrów a była by tragedia...
Nie jestem najmądrzejsza, wszechwiedząca, perfekcyjna...nie...
Ja tylko mam..świadomość. I choć wiem (z czego boleje ogromnie), że nie uchronię moich dzieci przed złem tego świata są sytuacja, w których mam wybór.
Nie umiem stanąć po żadnej stronie, ani na fali hejtu do ojca zmarłej dziewczynki, ani na fali współczucia. jestem rozdarta. Podchodzę do takich sytuacji emocjonalnie. Chcę mi się ryczeć.
Dla mnie każda tragedia to tylko dodatkowy impuls, bodziec, aby dwa razy zastanowić się czy warto się spieszyć, uczyć się, że liczy się tu i teraz.. i wchodzę wieczorem do pokoju dzieci, patrzę na ich śpiące, niewinne główki i znów czuje sztylet w sercu na myśl, że pijany kierowca, niekompetentny lekarz, nieodpowiedzialny rodzic....
I pisze tu do Ciebie...człowieku ... ogarnij się... zwolnił pedał gazu, nie traktuj mojego dziecka w przychodni jak sterty papieru do wypełnienia, widzisz dziecko samotne i płaczące w markecie-zainteresuj się...
Bo Ja nie ogarniam bezsensownej śmierci dziecka...A Ty?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuje...każdy komentarz mnie uskrzydla...