Pojawił się w momencie gdy poczułam śliskie ciałko w swoich rękach. Zaraz po porodzie. I rósł. W miarę bliższego kontaktu z córką się pogłębiał.
Jedyne co zaczęło mnie niepokoic to pojawiające się uczucie
irytacji, zmęczenia, chęci ucieczki, bezsilności gdy to małe ciałko zaczęło, w
domu, w czwartej dobie swojego życia wydawac z siebie dźwięki, które na pewno
potwierdzały że posiada silne płuca, mocne gardło… Tylko moje uszy jakby
więdły. Może to proces adaptacji, braku jeszcze poczucia bezpieczeństwa, że
moja niunia tak mocno akcentuje albo niemożnośc popuszczenia gazów, albo brak pokarmu,
albo że za słabo leci, albo ..niewiadomo co…
Kiedy dziecko płacze po nakarmieniu i nie przestaje, rodzi
się we mnie poczucie bezradności.
Wyczerpana po paru godzinach bezsennych nocy staje się
pomału zombi z przekrwionymi oczami, bolącym barkiem, psychicznym wrakiem z
objawami czyhającej zza rogu depresji poporodowej…
Ale myślę sobie, nie poddam się. Są w końcu te piękne
chwile, gdy nie zastanawiam się nad bolącymi, przepełnionymi piersiami, niby
pełnymi mleka a nic nie leci, pogryzionymi sutkami, których tylko dotknięcie
przez usteczka mojej córeczki wywołuje u mnie odruch cofania cycka z powrotem
do stanika, lub gdy już złapie sutek poczucie jakbym była podłączona do
paralizatora o mocy tysiąca wat.
Piękne chwile gdy mała prześpi w ciągu dnia, w końcu ze 2
godziny i zostaje kalkulacja co mogę zrobic…? :
- włączyc pranie – ale mieć w świadomości , że wyciagnięcie
i rozłożenie będzie czekało do powrotu męża..
-wyprasowac ubranka…
- wykapac się (mogłabym cały dzień stac pod prysznicem J)…
- zrobic obiad (dzieki bogu kuchenkę można ustawic na czas)…
- pobawic z drugim dzieckiem, lub przypilnowac lekcji…
- zjeść coś…
- wyspac się…???
Szczególnie gdy córeczka upodobała sobie zasypianie przy
dydu i każde włożenie do wózka, lub łóżeczka kończy się nagłym przebudzeniem…
Możliwości jest wiele, czasu mało… i wtedy przydaje się
kochający mąż, który pobuja we wózku, dzięki któremu mogę wybrac… odpada tylko
wyspanie się, za dużo czasu zajmuje, a niunia bez dyda wytrzyma może z 10, 20
minut. Ciekawe jak to będzie gdy skończy mu się urlop!!??
Dobra, ale to dopiero za tydzień, może się z małą jakoś
dogadam, hehe.
Od samego początku decyzja o karmieniu piersią była w moich
planach. Złożyło się na to poniekąd wiele czynników :
Karmienie piersią, fakty i mity….Karmie bo :
- wersja zdrowotna- to najlepszy pokarm dla dziecka, samo
dobro, źródło odporności
- wersja propagandowa – „MUSISZ” karmic piersią dla jego
dobra - opinie wszystkich dookoła
- wersja ekonomiczna – przemawia do mnie, szczególnie gdy
zużywam paczkę pieluch na tydzień
- wersja emocjonalna – to najlepsza i najwspanialsza wieź
między matką a dzieckiem
- wersja fitnesowa – szybciej schudnę i osiągnę wymarzoną
wagę i figurę J
Cdn…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuje...każdy komentarz mnie uskrzydla...