Kupiłam prezent na roczek dla T. Nietrafiony, bo zdublowany.
Szalona ciocia, z kompleksem "niechrzestnej" chciała się rzucić i kupiła rowerek.
Raczej nie uzgodniła tego z rodzicami, więc na imprezie zamiast pękać z dumy, mina jej zrzedła,, gdy zobaczyła "gwiazdę wieczoru" czyli urodzinowy ROWEREK na środku pokoju (a pro po - prezent od prawdziwej chrzestnej, hehe). Stał sobie tam wypasiony, elegancki, zdający się mówic "oj ciotka, co ty za rzęcho kupiłaś, jam ci jest godzien tu stać"....
Jedyne pocieszenie że wcześniej zapobiegliwa najlepsza matka, ale nienajlepsza już ciotka, uzgodniła w sklepie, w którym nabyła, jak jej się tylko wydawało - to urodzinowe cudo, może oddać lub wymienić....but...
Po imprezie tylko zaskoczył mnie sms, że jak uda mi się odzyskać kase, to żebym nic nie kupowała już dla T. i potraktowała to jako "prezent chrzcinowy dla mojej H. bo i tak chcieli nam dać kasę".....??!!...W pierwszej chwili, nie ukrywam pomyślałam..oki, kłopot z głowy...
A potem, nie no nie..bez sensu....roczek ma się po pierwsze, raz w życiu, po drugie to ma być prezent dla dziecka, które jest kumate, uwielbia prezenty, kasa nie robi na nim wrażenia, a tym bardziej taka wymiana jak zaproponowała jego mama...
No wiec najlepsza matka, ale już nie najgorsza ciotka, wzięła dupę w troki, sprzedała swoje dziecko do babci, pojechała do sklepu, oddała rowerek i tak się rozszalała że wydała nawet więcej niż pierwotnie, hehehe..ale najważniejszy jest uśmiech dziecka na widok prezentu :-)))......(którego i tak nie widziałam, ale się domyślam, bo T. to urocze zawsze uśmiechnięte dziecko, hihihi).
Dobre! Powtórzę po raz kolejny: uwielbiam Twoje teksty.
OdpowiedzUsuń