wtorek, 3 czerwca 2014

Drugie dziecko - inny poród

Mówi się, że drugi poród jest "łatwy, lekki i przyjemny"...tiaaa

I gdybym na własnej skórze tego nie doświadczyła, to bym nie uwierzyła...




Ale od początku...

O ile pierwsza ciąża była faktycznie lekka i przyjemna (nie mając w pamięci przybytku w  postaci tych 28kg nadbagażu  i żeby nie było, ja się nie chwalę, ja wpierniczałam grześki na śniadanie, pączki na obiad)...zażywałam dużo ruchu, chodziłam na basen dla ciężarówek, latałam samolotami, hehe...a tyle druga...

Zaczęło się od badań od wyników...złych wyników krwi.. i stresu.. cholernego stresu i amniopunkcji 120km od mojego miasta...i oczekiwania na kolejny wynik...i znów cholernego stresu...

Przyszły...ulga...ale zostało.. nadciśnienie...które jak na złość rosło przy każdej wizycie w gabinecie lekarskim...z tego powodu dwa razy wylądowałam w szpitalu...a żeby było śmieszniej na izbie przyjęć - okaz zdrowia, ciśnienie normalne..no ale skoro skierowanie jest to zostawiamy na obserwację...nie, nie jeden dzień.. minimum 3 dni..bo inaczej szpitalowi nikt nie zapłaci za taką pacjentkę... więc nasłuchawszy się historii dziewcząt z naprawdę z zagrożonymi ciążami - ciśnienie znów skakało...

Przy drugiej ciąży skorzystałam ze szkoły rodzenia...akurat prezydent miasta miał taki kaprys i do końca roku mieszkanki naszej zacnej mieściny mogły uczęszczać bezpłatnie...
Byłam jedyną ... wieloródką.. tak położne nazywają kobiety rodzące po raz kolejny...

Mając w pamięci swoje kompletne jak się okazało nieprzygotowanie do porodu, tym razem byłam pilną uczennicą...ćwiczyłam oddychanie przeponowe...nawet zrobiłam sobie zdjęcie na telefon     - wykresu faz oddychania...słuchając uważnie położenie kiedy, które można ćwiczyć... I najważniejsze informacja, która wbiła mi się w mózg od prowadzącej, aby pamiętać o oddychaniu podczas skurczy, bo wtedy dotleniam dziecko...

O ile przy pierwszej ciąży martwiłam się aby małż się wstrzelił urlopem w poród, o tyle przy drugiej martwiłam się co zrobimy z naszym Synem , gdy zacznie się "akcja"... Wymyśliłam sobie, że najlepsza alternatywą będzie jechać rodzić, jak zawieziemy go do szkoły :)

Wkurzało mnie również niejednoznaczne objawy zbliżającego się porodu. A jeszcze jak człowiek naogląda się telewizji o zanikaniu tętna dziecka, ehhh...
Wiadomo, że jak odejdą wody, trzeba jechać jak najszybciej, wszelkie krwawienia, skurcze, ale jakie?, przecież ich intensywność nie zawsze musi być jak drągiem w brzuch i krzyż na przemian...

U mnie było tak...
W dzień terminu porodu miałam wyznaczoną wizytę u ginekologa...W środę...Oczywiście znów wysokie ciśnienie
- "Pani Małgosiu, jak nic się nie będzie działo, proszę przyjechać po weekendzie, mam w poniedziałek dyżur, nie będziemy czekać przy tym nadciśnieniu"
- "Ojej, tak późno, pan doktor dopiero będzie?"
- "No, jeszcze jutro mam dyżur"...- "Aha"

I wróciła Matka do domu, z jedną myślą " rodzić we czwartek"...

I niech mi ktoś powie, że świadomość, nie działa na podświadomość, czy jakoś tak...

To se matka, skurcze wywołała, całą noc rozwiązując krzyżówki.. a o 7 rano wstała, uśmiechnięta, że to już...że młodego zawozimy do szkoły i ...rodzimy...

cdn...

2 komentarze:

  1. takich przeżyć się nie zapomina...czekam na cd kochana

    OdpowiedzUsuń
  2. Coraz częściej dochodzę do wniosku, że drugiego dziecka miec nie będę! Serio!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuje...każdy komentarz mnie uskrzydla...

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...