Nie czytać z pełną buzią.. czegokolwiek...Nie ponoszę odpowiedzialności za oplucie monitora!
sobota, 23 marca 2013
Spacery reaktywacja....
Wyszło słońce, wyszło słońce, wyszło słońce...tylko dlaczego tak piździ????
Dzis na termometrze było u nas minus 15...wprawdzie o 2 w nocy (oj tam oj tam, sprawdziłam nie dlatego że blogowałam, skądże, to typowa godzina, jedna zresztą z wielu na pobudki mojej córuni, zresztą ja nie jestem nocnym markiem i nigdy nie byłam, wiedzą o tym moje koleżanki ze studiow, że wyciagnac mnie kiedys po 22 na impre to był cud..co innego po pracy, moglam nawet wrocic o 4 nad ranem...o prostu dom tak na mnie dziala że od razu walę się na kanapę, tzn. uwalałam się kiedys, teraz to raczej "impossible")....
Generalnie to Ja nie lubię spacerów..ja jestem kobieta zadaniowa...szwędanie się bez celu po osiedlu, nawet z wózkiem, mnie męczy...myślę wtedy że to czas stracony, że nic pożytecznego nie zrobiłam w domu...tak mam...tak mi zostało...zboczony perfekcjonizm...i określanie czy dzień był udany pod kątem co dzisiaj zrobiłam...tak mam..tak mi wpojono..tak mi zostało....(dlatego tak kocham werandowanie...ile to mogę wtedy zrobic w domu i dodatkowo dziecko się dotlenia..dwa w jednym..no prawie...)....
A więc aby spacery nie były dla mnie koszmarem, wyznaczam sobie cel...najczęściej to są zakupy, bo załatwianie spraw związanych z wizytą na np. na poczcie, spółdzielni przekracza moja cierpliwośc petenta..po prostu wkurza mnie to że kobiety z dzieckiem nie mają pierszeństwa...a że Ja jestem raczej z tych nieśmiałych, nie umiem się odezwac..a to już inna sprawa..jak nie potrzeba to dre ryja, jak trzeba to siedze cicho...paranoja...więc, szczególnie zimą, stanie w kolejkach z wózkiem mnie irytuje...
Więc, wracając do głównej myśli, tak sobie ustaliłam trasę spacerów aby na swojej drodze była przynajmniej :
*piekarnia - kupuje wtedy świeżutki chlebuś..o ile pani sprzedawca nie zrobi mnie w bambuko i na pytanie czy dzisiejszy, wkłada do torby...wczorajszy...ehhh życie.. dodatkowy plus do rozsuwane drzwi, genialny wynalazek dla utrapionych matek z dużymi wózkami...
*ciastkarnia- kupuje moje ulubione i niestety jedyne ciacho tolerowane przez córunie - babeczke z serem - 1,20zł.. minus : musze sama sobie otwierac drzwi...chociaz wczoraj ślepa matka odkryła nóżkę przy drzwiach, więc bardzo przepraszam panie sprzedawczynie za mój niekontrolowany, pełen złości i wkur... wyraz twarzy przez ostatnie tygodnie...obiecuję poprawe i stawiac sobie nóżkę...:-)
*warzywniak - pod kątem logistyczno-wejściowym największe wyzwanie...po prostu jest tak mały że nie dośc że sama się ledwo mieszcze to nie ma mowy o wejściu z wózkiem..więc co robi wyrodna matka?? oczywiście..zostawia wózek przed sklepem i robie zakupy w środku..czasem dzięki uprzejmości pani sprzedawczyni zostawiam otwarte drzwi..ale ile mogę nadużywac jej gościnności..w końcu jest jej po prostu zimno...
Potem wracam zadowolona i usatysfakcjonowana do domu, że spacer, spacerem, ale udało mi się kupic coś na obiad, coś na chlebek, coś na poprawe samopoczucia...i tylko zonk pojawia się gdy nadmiar szczęścia burzy perpektywa wniesienia na drugie piętro - bez windy - dziecka i zakupów...
;-(( zonk...zonk..zonk ;-)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Kolejny świetny tekst. Samo życie...
OdpowiedzUsuń