Miał być
post lekki, momentami wręcz zabawny…
A pod sam
koniec prawie się popłakałam…
Okej, nie ma
usprawiedliwienia, że to te dni…że moje przewrażliwienie wzrasta wówczas o
100%.
Mam chyba
jakiś egzystencjonalny kryzys.
Tak bardzo
pragnę szczęścia moich dzieci. Wiem, że nie jestem odosobniona, wiem że każda
matka o tym marzy.
Patrzę na te
moje dwa szczęścia… tak różne. Tak piękne.
i śmieje się w duchu gdy starszy
przytula się i pyta „ a mamusiu, ty mnie kochasz mocniej prawda?”odpowiadam z
uściskiem „kocham Was tak samo mocno, choć inaczej”, „Ale na pewno mnie…dłużej”
– odpowiada nie zrażony Syn…no tak 7 lat dłużej.. J…ma rację. Spryciul…
I kiedy tak
zawieszę się patrząc na nich to nagle jakiś cień się pojawia…nagle poczuję
chłód w sercu…oddech się zatrzymuje bo paraliżujący lęk mnie dopada. Czy będą
szczęśliwi, czy znajda swoje drugie połówki, czy znajdą prawdziwych przyjaciół,
czy będą asertywni, ale stanowczy, czy będą umieli sobie poradzić z tym co dla
nich życie niesie…?
Wpadają do
pokoju, znów się kłócą. Oboje chcą się we mnie wtulić, przepychają się. Zazdrośniki.
Malutkie rączki otaczają moją szyje, a silne ręce syna oplatają talię…znów nie
mogę oddychać…ale tym razem mi to nie przeszkadza…bo czuję oddech córki na
policzku i słyszę „mamusiu, kocham Cię”… i łzy same lecą po policzku…
I wtedy myślę,
że najlepsze co mogę im dać, że najlepszą inwestycją jest czas im poświęcony,
cierpliwość, szacunek, miłość, ciepło, aby wiedzieli, że nawet kiedy zbłądzą,
albo los rzuci im kłody pod nogi, aby mieli piękne wspomnienia, dzięki którym
znajdą siłę aby powstać, iść dalej przez życie z nadzieją w sercu, że będzie
lepiej. Spróbować zaszczepić im to nad czym sama pracuje, że ważne jest to co
sami o sobie myślimy, jak my siebie traktujemy, jak my traktujemy innych, co w
życiu jest ważne….
I tak przyznaje, zazdroszczę
bezdzietnym, że nie mają tego „lęku”, który czasem mnie paraliżuje; „tych trosk
i umartwień” gdy dziecko choruje; „tego poczucia odpowiedzialności za inną osobę”
gdy dziecko dokonuje pierwszych samodzielnych wyborów i obaw z tym związanych…
Ale wiem, że
medal ma dwie strony…nic nie jest czarno-białe…i nie chodzi o to , że dzieci
wypełniają pustkę w życiu… chodzi raczej o tą magię…rodzicielstwa, która w jakiś
sposób nas dopełnia.. jako ludzi… i o to aby korzystać z tego daru najlepiej jak
umiemy…na tyle na ile mamy wpływ na ich poczucie szczęścia i bezpieczeństwa…
Nigdy na macierzyństwo w ten sposób nie patrzyłam... Bardzo ciekawy wpis
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :))
dziękuje...pozdrawiam również... :)
UsuńNigdy na macierzyństwo w ten sposób nie patrzyłam... Bardzo ciekawy wpis
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :))
My rodzice już tak mamy... To się nigdy nie zmieni. Bez względu na ich wiek - będzie nam towarzyszył lęk...
OdpowiedzUsuńW rodzicielstwo wpisana jest i wielka radość i strach o teraźniejszość i przyszłość naszych dzieci.
Jeszcze do niedawna myślałam, że żyję w tych swoich obawach sama i zastanawiałam się czy to normalne... Aż zaczęłam o tym rozmawiac z kolegą z pracy... On ma dokładnie tak samo
Usuńi poczucie odpowiedzialności za nich...do końca życia...za to ...kogo "stworzyliśmy"...
UsuńGosiu cieszmy się naszymi pociechami i starajmy się aby ten lęk nie przysłaniał nam szczęścia :)
OdpowiedzUsuńściskam mocno :****
staram się...aby nie przysłonił uroków macierzyństwa...
UsuńMoże Ci bezdzietni nie mają takich trosk ale inne. Myślisz, że oni na pewno nie chcieliby się z Tobą zamienić, by ktoś tak bezwarunkowo pragnął ich miłości... tych małych rączek i oczu wpatrzonych w nas jak w obrazek?
OdpowiedzUsuńMamy tak dużo....
www.MartynaG.pl
wiem, że wręcz niektórzy na pewno...
UsuńJa nie zawsze umiem na czas odpędzić ten strach...myślę, że to kwestia mojej pesymistycznej konstrukcji psychicznej...wieczna troska...
Jestem świeżo po chorobach dzieciaków, a właściwie w trakcie, ale chyba najgorsze za nami. I choć to tylko jakiś grypopodobny wirus to ja i tak miałam już czarne myśli.
OdpowiedzUsuńI ten lęk, masz rację, nie mija.
ja nawet nie pisze o tym co czuję jak są chorzy...sztylet w sercu, twarda dupa i zrobienie wszystkiego aby im pomóc, ulżyć...
Usuńzdrówka dla maluchów Ewcia....
Pamiętam słowa, które powiedziała moja Mama tej nocy, kiedy urodziła się Zuzia.
OdpowiedzUsuń"od teraz nie jesteś sama, od teraz Ona będzie najważniejsza, od teraz nie zaśniesz spokojnie póki u Niej nie będzie wszystko w porządku. Strach i lęk o dobro dziecka odtąd będzie towarzyszył ci już zawsze. Od teraz jesteś odpowiedzialna za tego małego człowieka".
No i to jest właśnie prawda.
Odkąd Mała jest z nami myślę o Nie, kocham nad życie, martwię się każdego dnia.
Denerwuję się, kiedy choruje, kiedy płacze czy jest smutna.
Codziennie robię wszystko,aby była szczęśliwa, aby wyrosła na mądrą i wartościową osobę.
Ale też często nachodzą mnie czarne myśli, że coś mi się stanie, że mnie zabraknie, że... ryczę już jak to piszę...
Ale chyba każda matka ma gdzieś w sobie ten strach.
No,ale na pewne rzeczy i sprawy wpływu nie mamy.
Cieszmy się tym co teraz i tu! :)
Mimo leków,strachów i czasem wylanych łez jestem szczęśliwą mamą i myślę, że niejedna kobieta, która nie może mieć dzieci oddałaby wszystko, aby być na moim miejscu.
Przytulam! :***
święte słowa. ja staram się nie popadać w skrajność, ale czasem mnie najdzie i musze wyrzucić to z siebie, aby móc z pustym garem pchać ten macierzyński wózek...i wiem, że nie jestem jedyna...to krzepi..jak cukier :))
UsuńZajrzałam do Ciebie tak przez przypadek i od razu taaaki post. Czytając go jakbym siebie widziała, słyszała, i mimo, że moje maluchy już śpią i jest teraz względnie spokojnie to mnie ten strach na ten czas irracjonalny dopadł. Pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńOch, ja też czasem, rzadko, ale jednak zazdroszczę bezdzietnym:(
Usuńja też rzadko...bo wiem, co przechodzą ci co nie mogą mieć dzieci...dlatego nie uogólniam tylko pisze o swoich odczuciach, które czasem mnie nachodzą...
Usuńale miło, że nie jestem sama :)
pzdr i witam ciepło w moich skromnych progach :)
To tak, jakbym czytała o sobie, choć ja bezdzietnym współczuję. Współczuję im, że nie mają tego szczęścia, tej miłości, nie mają dzieci.
OdpowiedzUsuńLęku się nie pozbędę, całe życie podporządkuję dzieciom, ale i tak cieszę się, że je mam, moje szczęścia.
I Ty też się ciesz.
A strach? No, cóż niech stanie się Twoim sprzymierzeńcem nie wrogiem!
Pozdrawiam z Urwisowa
Nie każdy chce mieć te dzieci.
UsuńKarolina, współczuję Tobie tego lęku i strachu. Nie mówiąc o najgorszym. Nie życzę nikomu straty, bo ja bym ze sobą chyba skończyła, w takiej sytuacji. Dlatego wolę zakładać najgorsze i nie mieć dzieci. Pozdrawiam
Usuń