Czemu kiedy
wybieram to co dla mnie dobre…traci na tym.. rodzina?
Ale od
początku…
Zanim
jeszcze byłam dzieciata aktywność fizyczna była nierozłączną częścią mojej
skromnej egzystencji.
Pierwsza
przygoda (nie liczę szkoły i wf) była z siłownią…zachęcił mnie kuzyn…a potem
moja fascynacja nie mijała. Zresztą jak się jest młodą 20letnia, szczupła
laską, to obecność na siłowni zawsze jest … miła… i nie chodzi mi tylko o
skutek uboczny, czyli męskie spojrzenia J, ale sam styl zdrowego i aktywnego
życia, w końcu gdzieś trzeba było stracić kalorię po licznych imprezach
zakrapianych wówczas pifkiem i podjadaniem kebaba o północy na starym rynku :P…
Potem studia
i basen…miałam wybór albo go pokocham albo znienawidzę studiowanie na AWF…
Spadek
aktywności następował u mnie po porodach…Bujałam za każdym razem odkładając
decyzję o tym aby coś dla swojego ciała zrobić ok. 2 lat… Zresztą umówmy się,
te 2 lata, plus karmienie piersią w początkowym okresie, spacery, czyli pisząc
wprost masakryczne zmęczenie. Więc gdy dzieci szły spać, jedyne o czym marzyłam
to schować głowę głęboko pod poduszką…
Ale w końcu
powiedziałam dość. Czas wyjść, ze swojej skorupy.
Nie dla mnie
mobilizacja w domu. Nie dla mnie wygibasy przed ekranem laptopa , na którym
dumnie wygina śmiało ciało laska w seksi kostiumie… Lubię mieć wokół siebie
innych ludzi. Jako, że lekka nadwaga mi dolega, odpadają wszelakie aerobiki,
zumby…zaczynam spokojnie od spacerków na bieżni…
I w sumie mogłabym zakończyć piękną
historią o matce dbającej o swoje potrzeby, dbającej o swoje zdrowie i tężyznę
fizyczną gdyby nie MAŁY szkopuł…
Życie rodzinne…
Moje życie
jest jak tysiące innych pracujących
matek w Polsce….Praca 8h, plus dojazdy, łącznie 9h- nie jest źle,
przygotowanie obiadu, czasem już o 6 rano obieram ziemniaki, wstawiam ryż, aby
go popołudniu tylko odgrzać, zakupy, ogarnięcie chałupy, krótka analiza co na
siebie włożę w następnym dniu, aby uniknąć kolejnego poranku gdy patrzę się w
zawartość swojej szafy jak ciele w malowane wrota i zakładam co pod ręką lub w
miarę mało wygniecione…czas dla dzieci…tu szału nie ma…średnio godzinka dla
jednego, lekcje z drugim, czasem mam siłę na coś kreatywnego, wyciągamy farby,
układamy puzzle, a czasem po prostu uczestniczę ciałem, bo duch lekko przysypia
leżąc wśród klocków rozrzuconych na dywanie…
I gdy dodam
do tego 2h, które ostatnio poświęcam na siłowni, zaczyna brakować jednego
elementu naszej rodzinnej układanki…czasu z małżem…
Kiedy Ja idę
na siłownie on zostaje z dziećmi, i odwrotnie …kiedy on chcę poćwiczyć ja
opiekuje się dziećmi….a w tym wszystkim nie ma Nas…bo czasu brak…
I dochodzę
do smutnej prawdy – nie można mieć wszystkiego…że czasem trzeba coś wybrać i
czasem bywa tak, że nie ma dobrego wyboru…
no tak niby wszędzie mówią,że to kwestia dobrej organizacji...
OdpowiedzUsuńmimo wszystko wierzę,że ogarniesz tą ważną kwestię życiową,w końcu szczęśliwa musi być nie tylko mama ale i żona :)
buziaki na weekend :*****
Chyba jestem źle zorganizowana, bo wciąż mi coś umyka...czasem wybieram coś co dla mnie jest dobre, a czasem coś mi nie pasuje, ale wybieram bo taka rola matki - oddawanie części siebie dla dzieci...
Usuńczasem jednak są zgrzyty..co wybrać...
Doskonale wiem co masz na myśli! Ciągły brak czasu i mnie doskwiera. Ja co prawda chodzę na zumbę raz w tygodniu, ale wracam po niej tak naładowana pozytywnymi emocjami, że chyba mojemu mężowi to pasuje ;)
OdpowiedzUsuńJa dwa-trzy razy zmykam na siłownie..a i tak jak wracam wieczorem to czeka mnie usypianie młodej, beze mnie nie uśnie...zazdroszczę małżowi, bo jak On wraca - dzieci zazwyczaj spią..ja też... z nimi na podłodze czasem :/
UsuńA to u mnie wręcz przeciwnie - Maja kładzie się zawsze spać z tatą, a woła mnie dopiero gdy nie może dłużej usnąć żebym jej bajkę opowiedziała.
UsuńSkąd ja znam ten ból ;)
OdpowiedzUsuńNo jakbym o sobie czytała...
OdpowiedzUsuńMimo, że ja "siedzę" w domu, bo chwilowo nie pracuję, wiecznie latam z jęzorem wywieszonym do pasa i wiecznie narzekam na brak czasu. No, bo nie ukrywajmy w domu ZAWSZE jest coś do zrobienia.
Ostatnio tak sobie myślałam, że cholera ludzie żyją w takim pędzie, takim pośpiechu, że tak naprawdę niewiele z tego życia mają.
U mnie jeszcze w grę wchodzi odległość i brak prawka.
Ooo i o tej organizacji to ja też często słyszę, i chyba brakuje mi tej niebywale trudnej umiejętności dobrej organizacji czasu.
Ale, ale tak chyba mają wszystkie mamy, które wychowują małe dzieci :)
Głowa do góry! :*
Kurcze sama bym chętnie poszła na siłkę, ale u mnie za to brak kasy. Bo Jaśka bym komuś podrzuciła na dwie godzinki. Ja nawet na basen od listopada nie chodzę z powodu braku kasy. Także ciesz się, że możesz. A z dziećmi może kogoś zostaw-babcie, siostrę. Za dobrą kawę lub winko zawsze ktoś popilnuje a ty leć z mężem na siłkę razem.
OdpowiedzUsuńZnam ten bol... Czlowiek wpada do domu z obledem w oczach, a tu zmywarka plena czystych naczyn, w zlewie gora brudow. Dzieciaki glodne, ale wyja pod szafka ze slodyczami. Szybko ogarnac jakis podwieczorek, zastanowic sie nad jutrzejszym lunchem. Ach, no i na kolacje wypadaloby cos przekasic... Podlogi sie lepia, a meble matowe od kurzu, ale to juz musi poczekac na weekend. Porysowac z dzieciakami albo potanczyc kolko graniaste, ukrakiem zerkajac na zegarek czy nie zbliza sie pora spania... Potem pasc wykonczona zaraz po dzieciakach... Codziennosc pracujacej matki... ;)
OdpowiedzUsuńJa mam szczescie, ze mam rowerek w piwnicy, wiec kilka dni w tygodniu schodze na silownie "na dol". ;)
Oj, jak to dobrze rozumiem. Ja z natury lubię dużo robić i nawet zaczęłam się mocno organizować, nie marnować czasu. Ale i tak nie daję rady, nie starcza czasu na wszystko.
OdpowiedzUsuńIdealnie byłoby gdybyście mogli chodzić poćwiczyć razem... Tylko pytanie, czy to realne?
OdpowiedzUsuńNie lubię tego gadania o organizacji czasu- oczywiście jakaś organizacja musi być, ale Twojej nic nie można zarzucić. Niestety- doba ma tylko 24godziny, kiedyś trzeba też jeszcze spać :p
Ściskam mocno.
Ps. Gratuluję mobilizacji... Kurna Gośka... To ja już zostałam sama w tych internetach? Nieaktywna?! :(