5 wybranych
mitów o terapii , moim subiektywnym okiem:
- na terapię chodzą słabeusze. Jestem silna dam radę. Mit.
Czasem
choruje nie tylko ciało, ale dusza. Terapeuta to specjalista od duszy. Nie każdy
potrzebuje intensywnej terapii. Czasem wystarczy rozmowa z inną osobą, która
pozwoli spojrzeć na nasze życie, problem z innej perspektywy. Czasem to
wystarczy aby dostać kopa w tyłek i zacząć zmieniać to co nam przeszkadza,
zawadza. Czasem potrzeba głębszej terapii aby uwolnić demony, które trzymają
nas w przeszłości nie pozwalając ciesząc się obecną chwilą…
- nie pójdę zwierzać się obcej
osobie. Co ona mi pomoże…Mit.
Dyskrecja i
zaufanie to podstawowa zasada relacji pacjent-terapeuta. Posiadając wiedzę z
dziedziny psychologii dobry terapeuta jest w stanie wskazać ci drogę, Reszta
należy do Ciebie. A rozmowa z drugim człowiekiem od milionów lat była najlepsza
terapią…
- terapeuta powie mi jak żyć, rozwiąże moje problemy. Mit.
Psycholog
nigdy nie mówi co zrobić. On jest jak drogowskaz. Pokazuje różne ścieżki. Do nas
należy wybór. To my podejmujemy decyzje co jest dla Nas dobre i bezpieczne.
- tylko „wariaci” potrzebują pomocy psychiatry lub psychologa. Mit.
Jedyną stałą rzeczą w życiu są zmiany. Każdy może znaleźć się na „zakręcie”.
Ślub, rozwód, narodziny dziecka, śmierć bliskiej osoby, problemy w pracy,
wypalenie zawodowe, nieporozumienia między małżonkami- jedne z najbardziej
stresujących rzeczy, które mogą, ale nie muszą oczywiście, spowodować obniżenie
naszego nastroju, i jeśli w porę nic z tym nie zrobimy, nasz stan może się
pogorszyć..
- ktoś się dowie.
Wstydzę się powiedzieć bliskim, znajomym.
No cóż, Ja
uważam, aby podzielić się tym, że szuka się pomocy wymaga dużej odwagi,
determinacji do poprawy jakości swojego życia.
Życie jest jedno, od nas zależy jakie
przeżyjemy…
PS. Myślę,
że do wyboru dobrego psychologa warto się zdać na swoją intuicję. Aby czuć się
bezpiecznie w jego towarzystwie. Aha, nie zawsze jest miło. Czasem wychodziłam tak
wkurwiona, albo poruszona i potrzebowałam tygodnia do następnego spotkania aby
przemyśleć pewne fakty, które wyszły na światło dzienne… Ale w większości towarzyszy
niesamowita ulga, poczucie zadowolenia i chęć do wprowadzenia zmian, które pozwalają stanąć na nogi...J
Terapia to sposobność, aby odkryć w sobie pokłady energii, wrażliwości, siły i mocy. Bardzo często rozwiązania problemów leżą w zasięgu naszego wzroku i ręki, a terapeuta tylko pozwala je dostrzec.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą...dlatego się na nią zdecydowałam...
UsuńOdnośnie jeszcze tego - "ktoś się dowie". Najwięcej o terapiach mają do powiedzenia osoby, które tak naprawdę nie mają bladego pojęcia o co w tym chodzi. Ich wyobrażenie jest takie, że terapeuta chce Cię zmanipulować, mówią to zwłaszcza ci, którzy manipulują otoczeniem. Ewentualnie długo cię "leczyć", bo ma z tego kasę. Ostrzegają przed szarlatanami i doradzają, aby przypadkiem nie mówić wszystkiego psychologowi, bo będzie tobą manipulował. a tak naprawdę boją się o siebie, bo mądrzejsza i silniejsza po terapii szybciej przejrzysz ich gierki wobec Ciebie.To tak samo, jakbyś idąc do lekarza zatajała część objawów chorobowych. Ech, ciemnogród. Ufaj sobie. Będziesz wiedziała, kiedy terapia daje rezultaty.
UsuńTak jak to bywa w życiu i na tym polu trafiają się niekompetentni lekarze. Wiem coś o tym. Myślę, że mimo wszystko warto szukać takiej terapii i terapeuty, która przyniesie korzyści i faktycznie będą rezultaty...Są pewne schematy, ale uważam że każdy pacjent potrzebuje indywidualnego podejścia...
UsuńZgadzam się..najwięcej przeciwników i "ciocia dobra rada", to Ci, którzy nie mają o tym pojęcia...
Gosia muszę Ci powiedzieć smutna prawdę, właściwie to moje subiektywne odczucie, dotyczące terapii. Podziwiam osoby które walczą o siebie, bo o kogo najbardziej warto, jak nie o siebie. Jednak odnoszę wrażenie że czasami jest to pewien sposób manipulacji emocjami innych osób. Wydaje mi się, że mimo wszystko należy zachować pewną ostrożność.
OdpowiedzUsuńBez zaufania nie zrobi się nic, to fakt, ale należy być świadomym własnych oczekiwań, aby nie wkręcić się w kolejny problem...
Tak poza tym, to aby trafić na terapię, trzeba mieć siłę, aby się podnieść i trafiają tam tylko atleci...
Pozdrawiam serdecznie
http://eksperyment-przemijania.blog.onet.pl/
Jestem ostrożna Joasiu...i wierze w swoją intuicje...doświadczyłam też manipulacji...teraz najbardziej ufam sobie...testuje, próbuje, ale decyzja należy do mnie...
UsuńSiłą jest zaufanie do samego siebie i świadomość własnych potrzeb.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Zgadzam się i bez "pracy, nie ma kołaczy"...
UsuńPo latach przerabiania poczucia skrzywdzonej córki, nadszedł czas zając się potrzebami dorosłej kobiety :)
Zgadzam sie z Toba,a ci co mysla,ze do terapeuty chodza wariaci po prostu nie znaja sie na tym,,buziaki
OdpowiedzUsuńJa sama walczyłam z tymi stereotypami u siebie, zanim poraz pierwszy zdecydowąłam sie sięgnąć po pomoc.
UsuńBrakuje świadomości i wiedzy na ten temat...
Ale ciesze sie, że wśród moich znajomych coraz mniej jest to tematem tabu, nawet jeśli chodzi o wizyty z dziecmi.
Może komentarz nie konkretnie o terapii, ale o tym jak opisałaś swoje uczucia wychodząc z wizyty...
OdpowiedzUsuńMając lat 14/15 mama poszła ze mną do psychologa. Zaczęłam dojrzewać, buzujące hormony w powiązaniu z sytuacją w domu, zaczęły mocno odbijać się na nauce. Generalnie pani psycholog trafiła do mnie wtedy jak kulą w płot. Z mojego ojca alkoholika zrobiła ofiarę, która potrzebuje zrozumienia. Ok, wszystko racja- ale żeby to zrozumieć (tylko po części, ale za długo, żeby rozwijać to w komentarzu) potrzebowałam jakiś kolejnych 14lat :) Także, różnie po tych rozmowach bywa... Do tej pani w każdym razie już nie wróciłam. Ojciec owszem- był ofiarą, swojego ojca alkoholika, tyle, że ze swoim (a przede wszystkim naszym) życiem zrobił to samo, co zrobiono Jemu... I właśnie z tym zrozumieniem mimo wszystko nadal mam problem. Bo oczywiście wiem, że można pójść albo drogą A, albo drogą B... Tylko, że gdybym ja poszła znowu drogą mojego ojca, jakie życie miałyby teraz moje dziewczynki?
A poza tym to świetny post, trzeba obalać te mity, zwłaszcza, że w tej materii ich nie brakuje.
Wiesz, to jest jedna strona medalu. Faktycznie zdarzały się takie etapy na terapii, gdzie mój ojciec alko był pokazywany jako ofiara (najmłodsze dziecko, miał być dziewczynką, nie kochane itp.)..ale zgadzam się z tym, że to nie usprawiedliwia piekła jakie nam zgotował.
UsuńDlatego Ja walcze o siebie i takie podejście aby tych rodzielskich zachowań moich rodziców powielać jak najmniej.
Oczywiście jestem na takim etapie, że potrafię np. docenić to, że tak samo jak ojciec jestem przedsiębiorcza i zaradna, a po mamie inteligentna i wrażliwa :))))
Kurczę,pamiętam swoje pierwsze spotkanie z p.psycholog z polecenia.
OdpowiedzUsuńSzycha wysokiej klasy,lek na całe zło, i inne superlatywy.
Podczas spotkania wyszła kilka razy poplotkować z koleżanką,zostawiając mnie w gabinecie zaryczaną jak dziecko.
Później do gabinetu zaprosiła faceta-psychiatrę,który siedział na kanapie jak lord i przysłuchiwał się temu co mówię.
Na koniec stwierdziła,że jak nie mam myśli samobójczych to nie jest ze mną aż tak źle...
Maaatko,po tamtej wizycie ciężko mi było przekonać się do kogoś innego.
Apropo cech,które odziedziczamy po rodzicach...
Kurna mi się trafiły same najgorsze po ojcu...chociaż nie jest jedna pozytywna.
Jestem punktualna jak nikt w rodzinie,to chyba plus:)
Ja też jestem bardzo punktualna...aż do paranoi. Przychodze pół godziny przed czasem...ehh...
UsuńFaktycznie dziwna ta Pani.
Ja miałam szczęście do bardzo sympatycznych i zaangażowanych psychologów...Ale prawdziwe zmiany dokonują się teraz :-)