poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Moja "druga" wizyta u dietetyczki..

Dziś z innej beczki.
Generalnie nigdy nie stosowałam żadnych diet. Szczupła z natury. Lubiąca aktywnie żyć.
Ale przyszedł taki moment gdy nieco rozbestwiona swoimi "szczupłymi genami" za bardzo sobie pofolgowałam i jakimś "cudem" (pewnie z powietrza :P) jestem o 10kg mądrzejsza po prostu tęższa.


I mogłabym nawet z tym żyć - wizualnie - bo tragedii nie ma - ale niestety +10kg w znacznym stopniu wpłynęło nie tylko na moje samopoczucie, ale również niesamowity spadek...energii.


Oczywiście w znacznym stopniu generalizowałam swoje problemy narzekając na brak niewyspania spowodowany ciągle budząca się w nocy 2,5 córką.


Jestem osobą, która nie lubi gdy jej się mówi co ma robić, dlatego mimo grubo wydanych pieniędzy na pierwszą konsultację dietetyczną 4 lata temu, po prostu "olałam" jej rady, przepisaną dietę...


Dziś jestem nie tyle mądrzejsza co po prostu musiałam dostać kopa w dupę...


Mimo, młodego wyglądu, choć z 40-stką na karku mój wiek biologiczny wyszedł mi ...55 lat....
no nie powiem, mała załamka była. Testy były przeprowadzane w ramach bezpłatnej akcji pewnej poradni dietetycznej...eeee....pomyślałam sobie, łapią klientów...więc na potwierdzenie poszłam do drugiej i tym razem już odpłatnie wyszedł mi mój wiek biologiczny...
54 lata...niewielka pociecha...


Czemu o tym pisze? Bo zdałam sobie sprawę, że tylko ode mnie zależy  jak się mogę czuć, jak będę się czuła za kilkanaście lat...a tu przecież dzieci do wychowania...wakacje życia na emeryturze (niekoniecznie  z pilotem w dłoni :PP)..no warto by było dotrwać w miarę przyzwoitym zdrowiu...

I wiecie co?
Zawzięłam się...zawsze odkładałam, miałam tysiące wymówek...Z tymże u mnie sprawdzają się "małe kroczki" - żadne "na hurra"...


Wiem, że w moim przypadku te braki i błędy to :
- objadanie się lub inaczej podjadanie między posiłkami
- brak ruchu
- zdrowo się odżywiać
- dużo się śmiać i radzić sobie ze stresem


Na razie wdrażam "brak podjadania". Co to znaczy?
Po prostu pilnuje się aby jadać co 3 godziny.
Cóż, na talerzu nie ma rewolucji i wciąż królują np. parówki z szynki, żółty ser, gorzka czekolada. Ale sam fakt, że pozwalam aby mój organizm miał czas na trawienie i spalanie pokarmu daje widoczne efekty...


Wiem, że Ameryki nie odkryłam bo "zdrowym żywieniu" czytam już od kilku lat, ale dopiero dziś , na swoim przykładzie mogę potwierdzić z czystym sumieniem - to działa :)
Aż strach pomyśleć jak wyeliminuje śmieciowe żarcie ze swojego jadłospisu...
top model - wait for me :PPP






15 komentarzy:

  1. Ja również od trzech dni przechodzę rewolucję. Czytam, komponuję, ważę, liczę kalorie. Zaczynałam wiele razy,bo zawsze mam nadwyżkę,moja tarczyca nie pozwala mi na nicnierobienie ;)
    Więc szczerze trzymam kciuki.Mam nadzieję, że lada moment zrobisz kolejny krok. Powodzenia!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje. Szkoda, że potrzebuje sygnałów z ciała aby zadbać o nie... ale lepiej późno niż wcale...tez trzymam kciuki, bo wierzę, że odpowiednią dietą można pokonać wiele chorób...pzdr

      Usuń
  2. Gratulacje! Najwyższy czas w takim razie się za siebie zabrać. Czasem taki "kop" jest własnie potrzebny aby ruszyć z miejsca i zrobić coś dla siebie, a szczęśliwa mama i żona to również szcześliwe dziecko i mąż :)
    Trzymam za Ciebie kciuki!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuje Marysiu. Masz rację ma to bardzo duże przełożenie na rodzinę. Mam nadzieję, że zainspiruje też Syna, który lubi sobie pofolgować jak mama. pzdr

      Usuń
  3. Czeka mnie to samo, nawet już jestem w takim stanie :(
    Dlatego dziękuję Gosiu za ten post, czas i mi dać kopa w cztery litery :)
    Pozdrawiam serdecznie! Marta :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. piszesz o plus 10? teraz ważę 75kg, przy wzroście 170. Niby parametry moje są w miarę okej, ale Ja sama źle się z tym czuje "nadbagażem". Długo się zbierałam, próbowałam sama sobie pomóc. Jadłam zdrowo, ale za dużo..dlatego zdecydowałam się na fachową pomoc, aby być pod kontrolą, bo nie wszystko co zdrowe dla mnie będzie wskazane...chętnie zrobiłabym sobie test tolerancji pokarmowej...ale to może poczekać. najważniejsze to przyjąć nowe, lepsze nawyki odżywiania. To i tak rewolucja dla mnie :)

      Usuń
  4. Czekaj Gosia, czekaj... Jak tylko uporam się ze swoimi dołami, dołączę do Ciebie. Na razie muszę je czymś zagryzać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marchewka w zęby, zaciśnij pięści i ruszaj z impetem do góry. Co tam takie dołki ;)

      Usuń
    2. hehe, tak czułam Martusia, że się odezwiesz :)...kochana, Ja wiele razy "upadałam" i się poddawałam. Pilnuje się aby jeść co trzy godziny. Pisze sobie codziennie o kórej zjadłam śniadanie (bo czasem zjem o 7, czasem o 8smej)..ale przyznaje otwarcie - łatwiej mi w pracy utrzymać dyscyplinę.. w weekendy, w domu, jest mi trudniej :(.
      a zajadanie stresu to niestety moja działka.. choć teraz jak się denerwuje to mówię sobie "za 2h sobie odbije" i np.,. zjem tabliczkę czekolady i choć to dziwne ale gdy zjem ją po 3h, nie jestem taka pełna .
      Bo wiesz ja zawsze lubiłam jeść, aż do "zapchania"...to mój największy grzech...

      Usuń
    3. Gosia, zajadanie stresów to mój konik :) I co ciekawe- tutaj mam namacalny dowód na to, jak bardzo spowalnia przemiana materii z wiekiem. Jak wiesz, zaraz po urodzeniu Elizy mieliśmy sporo problemów zdrowotnych, plus te małżeńskie, plus "kochani" teściowie... Ja nie jadłam- ja żarłam cały dzień. I to jak leci- WSZYSTKO. Chuda byłam jak patyk... No ale co się dziwić, mając 25-26lat... A teraz- stresów nie ubyło, jem tak samo, ale jestem już dobrze po 30...

      Wkurzam się na siebie, bo ja to wszystko wiem- zdrowe odżywianie mam prawie w małym paluszku, podobnie jak główne grzechy żywieniowe i tak dalej. Tylko - co z tego, co z tego... Brak mi motywacji, silnej woli, nie wiem? Celu może też? Czuję taką ogólną bezsensowność wszystkiego :( Źle mi z tym strasznie.

      No nic- może marchewka faktycznie pomoże :) A jak nie, to chociaż będę miała ładną cerę :)

      Usuń
    4. " Brak mi motywacji, silnej woli, nie wiem? Celu może też? Czuję taką ogólną bezsensowność wszystkiego :( Źle mi z tym strasznie "..
      to jest mi bliskie...wszyscy mi mówili, schudnij, nie jedz tyle...dopiero gdy sama na sobie odczułam konsekwencje tego folgowania postanowiłam coś zmienić...pamiętam, że jak szłam do terapeutki to moim celem była "akceptacje siebie" - myślałam, że schudnięcie jest tym celem do akceptacji...a to nieprawda...
      najpierw pokochałam siebie, a potem się...za siebie wzięłam :PP

      Usuń
  5. Ech, mi tez przydaloby sie zrzucic to i owo. Ale kurna, nie wiem co sie dzieje, ostatnio ciagle chodze glodna! Sniadanie jem o 6 rano i zazwyczaj spokojnie wytrzymywalam do 10, o ktorej robie sobie przerwe na jogurt i kawe. Tylko przy PMSie ssalo mnie wczesniej w zoladku. No to teraz mam permanentny PMS, bo codziennie czuje jak mi w brzuchu burczy i z utesknieniem zerkam na zegarek. A zazwyczaj polegam i wyciagam z szuflady przekaske, bo nie wytrzymuje... :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. przy PMS nie będę się "katowac". wystarczy, że hormony buzują :P
      ps. ja mam pracę siedzącą, zawsze w szafce miałam zdrowe przekąski typu orzechy, migdały, morele...ale robiłam źle bo jadłam je np. godzinę po posiłku głównym. teraz jem je np. zaraz po śniadaniu, lub drugim śniadaniu...aby było trawione razem z posiłkiem...spróbuj..może za mało kaloryczne jesz śniadania?? nie wiem, jeszcze nie mam o tym pojęcia. zobaczymy co mi rozpisze dietetyczka...

      Usuń
  6. Upss ... uderzyłaś w czuły punkt. Moja bolączka to słabość do słodyczy.
    Pisz jak sobie radzisz. Będę zaglądać :)
    Pozdrowionka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. słodycze? uwielbiam...na razie nie ograniczam, ale jem je zaraz po posiłku...pzdr również

      Usuń

Dziękuje...każdy komentarz mnie uskrzydla...

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...