czwartek, 11 grudnia 2014

Czy zmiany "w Nas" pociągają...zmiany "wokół Nas"?



Czuję, że się zmieniłam...


Czuję, że zmieniło się moje podejście do siebie.


Dystans i akceptacja siebie dają niesamowite pole manewru.


Mam ze sobą lepszy kontakt, co przekłada się na inne odbieranie świata niż dotychczas.


Oczywiście nie jestem doskonała, nigdy nie będę i nie chcę być. Mam prawo do popełniania błędu, ale również prawo do ich akceptowania i wyciągania wniosków. Choć czasem nawet jak się sparzę - to je powtórzę...trudno, widocznie taka natura, że lubię dwa razy wchodzić do tej samej wody (choć umówmy się, to już nigdy nie jest ta sama woda)...


Mój poziom pozytywnej energii ostatnio bardzo wzrósł J


Nie wiem czy odkryłam pasję, czy po prostu to co robię sprawia mi zajebistą frajdę, czuję dumę, zadowolenie...


Ale jak to w życiu, każda zmiana pociąga za sobą konsekwencje...


Na pewno trzy są dobre i przeze mnie zauważalne :


- do pracy chodzę z przyjemnością - choć jeszcze paręnaście m-cy temu (a dokładnie prawie 3 lata temu J) z ulgą powitałam dwie kreski z nadzieją, że odpocznę od toksycznych klimatów w pracy. Odpoczęłam, wróciłam i sama nie wiem co się stało?  Czy potrzeba było czasu, uwolnienia od obsesyjnego myślenia o zachowaniu innych ludzi z pracy, brania do siebie wszystkiego i wiecznego reagowania żeby nie dać się stłamsić?




Może… a może terapia? A może znalezienie swojej pasji i pisanie bloga (do którego przymiarki robiłam już od kilku lat, pozostając jednak wierna książkowemu pamiętnikowi)..


- relacje z dziećmi – temat rzeka, ale to wciąż praca nad sobą, a szczególnie nad moimi emocjami…bo wcześniej moje „rodzicielstwo” opierało się na teorii podręcznikowo-poradnikowej. Teraz staram się bardziej ufać swojej intuicji, choć wciąż nie jestem wolna od błędów jakie popełniam przy ich wychowywaniu. Ale jedno wiem. Póki mam „szansę” na ich modelowanie wkładam w to całe serce ..

Potem pójdą w świat i mogę mieć nadzieję, że moja „inwestycja” przyniesie im same korzyści, poniekąd mnie również J




- relacja z siostrą – młodszą o 6 lat. Podobno jak była malutka mama chwaliła mnie za to jak potrafię się nią zająć, zabawić, zaopiekować…przyznam szczerze średnio pamiętam ten czas, bo większość tego okresu była związana z odczuwaniem lęku przed ojcem-alkoholikiem. Ale jeśli to prawda – to super… Potem nasze drogi się rozeszły i w sumie rzadko się zbiegały. Inne pokolenie, inne towarzystwo, moja wyprowadzka do innego miasta. Nie szukam usprawiedliwień… Za to ostatnie dwa spotkania w przeciągu miesiąca, to naprawdę coś znaczy J… dla mnie. I sprawiły mi przyjemność…to jest mega ;)


 




Zauważam niestety jeden skutek uboczny – jak na razie – negatywny – przynajmniej Ja to tak odbieram…


 - relacja z małżem…(to On jest tą drugą wodą, do której weszłam)…z bagażem wcześniejszych doświadczeń, ale z innym podejściem do Siebie…i choć efektem naszego zejścia jest drugie cudowne dziecko…po drodze gdzieś się zagubiliśmy. Ja od zawsze miałam DUŻĄ potrzebę bliskości. I teraz jej nie czuję :[ …


Zabiegani gdzieś pomiędzy zobowiązaniami, własnymi sprawami, obowiązkami, potrzebą czasu dla samych siebie zabrakło mi WSPÓLNEGO CZASU…próbowałam go sobie wykraść poprzez „pół godziny dla rodziny”..


Ale nie odbiło się to zbyt szerokim echem…


Terapia dodaje mi skrzydeł, zbieram jej pozytywne żniwo, energia mnie rozsadza i nagle, że w tej małżeńskiej drodze, Ja jestem hen daleko i gdy przystanę na chwilę widzę, że jestem SAMA…i teraz pytanie czy Ja biegnę za szybko czy On jest za wolny?


I jest mi źle, bo zaczynam rozumieć co to znaczy być „samotnym w związku”.. i czuje smutek…i nie umiem z Nim o tym porozmawiać L i bliższe jest mi coraz dalsze „oddalanie się” niż zatrzymanie i powiedzenie o swoich uczuciach…bo boję się, że okaże się że obojgu nam „nie po drodze”…a na takie zmiany nie jestem…gotowa…



 

6 komentarzy:

  1. Gosiu ;*
    cieszę się na te Twoje zmiany :)
    z drugiej strony bliskość,której potrzebujesz jak każdy...ponoć rozmowa jest najlepsza...myślałaś?próbowałaś?

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniałe zmiany na lepsze... :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Gosia, Ty uwierzysz, że ja tu wczoraj byłam dwa razy i dwa razy mój komentarz wypieprzyło w internetową nicość?! To znak jakiś, czy cuuuu?!

    W każdym razie, tak się wczoraj tu naprodukowałam, że dziś napiszę tylko, że zmiany w Tobie cieszą bardzo- to ważne czuć się dobrze sama z sobą, A z małżem? Smutne. Pytanie tylko, co oznacza "nie jestem gotowa"? Czy to jest jednoznaczne z "nie chcę takich zmian"... Póki co może kompromis- Ty odrobinę zwolnisz, On przyspieszy, i znów się spotkacie... A jeśli nie, to może pora iść na przód... Cokolwiek to znaczy.
    Trzymam kciuki za właściwe decyzje.
    Ściskam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Gosiu , faceci maja inna wrażliwość . Ciepła strawa , fotel i Tv , sprawia ze czują ,ze wszystko jest ok . Mysle ,ze rośnie Ci potwor w głowie , ze jak powiem , ze nie jestem szczęśliwa , zaspokojenia to zostanę sama . Myśle , ze to , manifestacja twojego leku . Bo Twoj małżonek czuje i myśli ze dobrze sie sprawdza i daje wszystko czego potrzebujecie . A ze potrzebujesz wiecej uwagi do głowy mu nie przyjdzie . Nie masz wyboru , zamiast Ty od niego sie oddalać , porozmawiaj . Ale nie z pozycji pretensji , tylko współpracy . Zaaranzuj wspólny czas , bez dzieci , poszukaj tego co was łączy , powiedz ze właśnie tego ma dać Tobie i dzieciom wiecej . Dasz radę , mocno w ciebie wierze. Wszak z niejednym potworem w swoim życiu juz sie uporałaś !
    Buziaki Kochana !!!

    OdpowiedzUsuń
  5. dziekuje. milo ze mam takie niesamowite wsparcie :). kocham mojego meza bardzo. tylko moja konstrukcja psychiczna w kryzysie woli ucieczke niz inicjacje rozmowy. ale podjelam probe. moze to jeszcze nie do konca "final" ale jest swiatelko w tunelu :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gosia trzymam kciuki... I tak bardzo rozumiem- myślisz, że my jesteśmy jakieś skrzywione z tą ucieczką? Ja też najpierw uciekam... w swój świat...
      Trzymaj się.

      Usuń

Dziękuje...każdy komentarz mnie uskrzydla...

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...