sobota, 10 maja 2014

Wirus ... akceptacji?

Od pary tygodni czuję się jakby mi ktoś wirusa zaszczepił...
Niby nic się nie wydarzyło znaczącego...Życie biegnie swoim torem.. napisałabym spokój i cisza..
dzieci cudnie się rozwijają...
To już prawie rok jak uczęszczam na terapię... Jeszcze żadna nie dała mi takiego kopa. Udrożniła nowe ścieżki zachowań i reakcji...i nagle..nawrót...a może to jak w chorobie alkoholowej?
Bo współuzależnieni też mają swoje nawroty. ważne aby w odpowiednim momencie wyłapać te symptomy i reagować aby znów nie znaleźć się w czarnej dupie złych nawyków i zachowań ukształtowanych w dzieciństwie...
Pisałam już wcześniej, że jestem DDA...ale etap obwiniania rodziców za to jakie dzieciństwo mi zgotowali mam już za sobą. Za sobą mam etap zrzucania odpowiedzialności za swoje zachowania i czyny na "złych" rodziców.

I sama nie potrafię określić co mi jest...A może to tak jak w żałobie? Kolejny etap...
Najpierw niedowierzanie, złość, bunt, smutek, ... akceptacja...?
Mam wrażenie że jestem zawieszona gdzieś pomiędzy smutkiem a akceptacją...

Sama tłumaczę dzieciom, że kiedy się coś zaakceptuje, gdy nie można tego zmienić, żyje się łatwiej..
ale wiecie jak to jest...łatwo jest dawać rady innym , niż samej postępować wg tych zasad...




18 komentarzy:

  1. To już tylko jeden krok dzieli Cię od akceptacji. Skoro pomiędzy jesteś. Czasem tak bywa po prostu że nadchodzi taki dziwny czas że niby coś a jednak. .. oby szybko przeminęło i lepiej było w sercu głowie ciele.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. taak taki rozkrok potrafi też sprawić ból..szczególnie , że kiepsko u mnie z rozciąganiem :))

      Usuń
  2. Gośka jestem pełna podziwu Twojej świadomości i dojrzałości.
    Ja dopiero od paru lat zdałam sobie sprawę, że rodzina zalewa nas emocjami, których nie powinniśmy przenosić, a jednak robimy to zupełnie nieświadomie...
    Wydaje mi się, że każdy w swoim życiu tuż przed wdrapaniem się na szczyt ma swój Rów Mariański- siłuje się z samym sobą, ale pokorni szczytują :)
    http://eksperyment-przemijania.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  3. Sam jestem dzieckiem z tzw. patologi, dzieckiem alkoholika i osoby cóż..nazwijmy to, sadystycznej. I jasne, można w życiu obwiniać o wszystko swoją przeszłość- ale można właśnie też pewne rzeczy zaakceptować i żyć dalej. Właściwie, można zacząć wtedy żyć. To nigdy nie jest łatwe, wymaga czasu- ale jednak warto to zrobić. Dlatego- życzę powodzenia, po prostu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. masz rację...z tym życiem to tak jakby puścić stare i wypłynąć na nowe wody..niby wiem, ze tam lepiej a przeszłoćc czasem trzyma za kaftan..kusi bo znane, bliskie choć..patologiczne..

      Usuń
  4. Ostatnio sama jestem w takim dziwnym niespokojnym i denerwującym zawieszeniu...
    Niech ono trwa, ale niech od zawieszenia będzie już krótka droga do akceptacji.
    W końcu nastanie :*
    A wraz z nią spokój.
    Tego Ci życzę Kochana!!! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. widzę..na razie pod górkę mamy...ale kiedyś góra się skończy i będzie z ...
      i wiesz zauważam u Ciebie "progres" w postępowaniu z Gadziną :)
      ten tekst na kartce to było "mistrzostwo świata" :PPP

      Usuń
  5. Przerwałam terapię, kiedy p. psycholog powiedziała "uciekaj stamtąd, rozwiedź się". Zaczęłam "walczyc" na własną rękę, z różnym skutkiem.
    Oby było tylko dobrze :)
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. też bym uciekła...dobry psycholog nie daje rad.. sami dochodzimy do różnych wniosków, on ma tylko wspierać i pomóc osiągnąć cel...

      Usuń
  6. A ja odwrotnie. Mam w sobie ostatnio bunt wobec całego świata! I mam ochotę winić ten świat za wszystko :/ Ale się nie dam, bo nie tędy droga ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem o czym piszesz.. rozwód to tez trauma i też ma swoje etapy do przejścia...

      Usuń
  7. Doskonale rozumiem.Ja taką terapię zafundowałam sobie sama,trwało to 15 lat..Przechodziłam różne stadium...buntu,bólu,obojętnośći i różnie na to reagowałam.Były momenty krytyczne,gdy sama nie dawałam rady..przyznaje,sięgałam po używki,ale miałam w sobie tyle siły,albo strachu,iż będzie tylko gorzej,że dałam radę wyjść ze słabośći i objęć demonów przeszłośći.Właśnie gdy ze wszystkim się pogodziłam odczułam ulgę i już nie oglądam się za siebie.To cudowny stan gdy można iśc przez życie nie obarczając innych ani siebie złymi doświadczeniami,ale każdy ma na to swój sposób i zanim go odnajdzie to trwa i trwa...Powodzenia!Znasz portal http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/psychologia-na-co-dzien/art,527,nie-ran-innych-swoim-glodem-milosci.html ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie znam.. ale w wolnej chwili na pewno zajrzę..dziękuje

      Usuń

Dziękuje...każdy komentarz mnie uskrzydla...

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...