Parę lat wstecz,
Kiedy już przeszłam fazę zaprzeczenia (nie on nie jest alkoholikiem, nie jest chory), fazę minimalizowania (wcale tak dłużo nie pije, inni piją więcej) doszłam do etapu tzw. twardej miłości.
Wielokrotnie na mitingach i terapii pojawiało się to określenieale za chiny nie umiałam je pojąc.
No bo w końcu kiedy on był wypity mialam ochotę :
* go rozszarpac i darłam japę jak głupia
- a tu się okazuje "olej go, a szczególnie jak jest wypity, z pijanym się nie dyskutuje!
* dzwoniłam do pracy, gdy skacowany "cierpiał i był taki chory"
- pozwolic mu samemu ponosic konsekwencje picia,
* nikomu nie mówiłam że mąż pije "za dużo"
- nie wstydzic się, inni i tak widzą że On ma problem. Nie ma co traktowac picia jak "hańby całej rodziny". To jest choroba, a powrót do zdrowienia jest możliwy.
* szantażowałam go :gdybyś mnie kochał, nie pij byś"
- O boszeee jaka głupota, to tak jak powiedziec :gdybyś mnie kochał nie miał byś gorączki". To choroba, chory nie przestanie pic dla Nas, musi się leczyc...
* kontrolowałam ile pije
- szkoda zachodu i tak wypije dwa razy więcej, a kontrolowany jeszcze bardziej się wycwani
* chowałam alkohol
- spowodowało że szukał coraz wymyslniejszych kryjówek, kiedyś znalazłam w brudnych rzeczach w bieliźniarce..
* przyjmowałam obietnice " to już ostatni raz" , "nigdy więcej"
- w momencie ciągłęgo picia żadne obietnice nie zostaną spełnione, mimo że alkoholik naprawdę wierzy że mu się uda wytrwac w swoich postanowieniach, nie da się, to choroba, która nie leczona się rozwija
* wygłaszałam groźby "że odejdę - to idź", "że więcej nie zobaczy dziecka - to nie"
- bezsensu, mnie to osłabiało, a jego utrzymywało w przekonaniu że moje groźby nic nie znaczą, no bo w końcu "tylko se pogadałam"
* picie z nim...
- no cóż, wcale nie spowodowało że mniej wypił, natomiast odwlekał moment w którym zdecydował się poprosic o pomoc, no i miał argument "ale TY też pijesz"...
Genralnie na pytania "co zrobic aby on nie pił" są dwa wyjścia :
- albo odchodzisz i szukasz szczęścia gdzie indziej
- albo zostajesz i szukasz pomocy, wiedzy o tej chorobie...
No bo w końcu alkoholizm to choroba. Nie leczona prowadzi do śmierci, po drodze zbierając żniwo w postaci wykończonej nerwowo żony, dzieci z syndromem DDA...
Bo u większości osób związana z alkoholikem występują objawy współuzależnienia (koalkoholizmu) i te osoby są najczęściej nieświadomymi pomocnikami w piciu i w najwięszkym chyba stopniu przyczyniają się do odwlekania decyzji o zaprzestaniu picia oraz zwróceniu się o pomoc...
cdn...
materiały z terapii (m.in. z Instytutu Profilaktyki, Terapii i Rehabilitacji Alcor)
Biedna Ty jesteś, ale twarda. Kibicuję mocno!
OdpowiedzUsuńMój ojczym chleje. Ja się stamtąd wyprowadziłam, miałam dość awantur, stresów, bo matka łoi ile wlezie razem z nim. Nic nie pomaga, prośby, groźby, wylewanie do zlewu... Matkę próbowałam przekonać, że tak być nie może, że się wykończą nawzajem. Że mają syna, który na to patrzy... Na trzeźwo nawet próbuje walczyć, ale gdy tylko jakaś kasa się pojawi na horyzoncie... Szkoda gadać. Ja się odcięłam od tego, brat ma drzwi do mnie otwarte, zawsze może przyjechać, ale on ma poczucie obowiązku pilnowania ich. Wiem jak to jest ciężko, choć ja wybrałam tą drugą opcję.
Alkoholizm to straszna choroba...ale można powstrzymac jej rozwój niepijąc...paradoks polega na tym że sam chory musi tego chciec, wszystkie mmetody na nic. im szybciej stoczy się na dno tym większa szansa, że zauważy problem...
Usuń