taka sytuacja...
Kościół...za 5 minut zacznie się msza...słyszę za plecami...
- "Ej znam ją..to..SKRAJNA...czytałam jej bloga..." i tu następuje wymiana zdań między dwoma dziewczynami...w sumie nawet za bardzo mi tyłka nie obsmarowały...były nawet..tolerancyjne..no wiecie, że wygląd, o czym pisze ..takie tam...
Nie mam konta na fejzbuku, ani tłiterze... jestem raczej dinozaurem niż dzieckiem internetu...
Nie znam się na lajkach, jak mi blogspot zabrał obserwatorów pakując mnie w google plus to się wkurwiałam bo nie ogarniam tych wiadomości naraz co u kogo, gdzie i z kim.
W sieci jestem ... sobą... Pisze szczerze i otwarcie. mam już ten wrodzony ekscybicjonizm, choć czasem dostaje za niego po dupie... dzielę się swoim doświadczeniem, ale też frustracją czy radością, chwalę się lub neguję...
Moja pierwsza w kościele reakcja to...PANIKA...Ja nie jestem gotowa na "sławę", paparazzi, hejterów...
Potem poczułam takie COŚ...nie do końca umiem to opisać...
Wy mnie też nie znacie...znacie moje teksty, opinie, czasem nastroje...chcąc nie chcąc tworzycie jakąś moją kreacje z podanych informacji, moich komentarzy na waszych blogach...ale się nie znamy...nawet pokazując swoje zdjęcia...wciąż jestem dla Was..zagadką, obca, inna, podobna, różna, albo bratnią duszą...
A teraz myślę jakby to było gdyby czytał mnie ktoś..znajomy (nie liczę małża i dwóch przyjaciółek, hello, czyli bliskich mi osób)...ktoś znający moje nazwisko, kojarzący moją osobę...przeszedł by obojętnie czy próbowałby trollować na moim blogu czy jednak byłby mi życzliwy?
Bo wiecie pisanie to dla mnie autoterapia..nieraz o tym pisałam...ale nie czarujmy się... każde wejście, każdy komentarz powoduje u mnie szybsze bicie serca..bo dzięki temu ten blog..żyje...
Oczywiście jak na osobą niekonsekwentną zamiast nazwiska umieszczam swój wizerunek w sieci...
spoko, na pewno nikt mnie nie rozpozna..hehehe ..
To COŚ to była chwila...popularności, rozpoznawalności ... ale czy udźwignęłabym to na szerszą skalę???
Nie wiem...faktem jest, że wychodząc z kościoła czułam się trochę jak Ania Mucha na spacerze...bo zaraz ktoś do mnie podejdzie, poprosi o autograf, czy coś...
Na szczęście do domu dotarłam bez większych obrażeń... (z tych "nerwów" dwa razy potknęłam się o własne nogi :)
Wróciłam do domu, "zwierzyłam się" małżowi...a On poklepał mnie po plecach....
"Spoko kochanie, nawet jak będziesz sławna to i tak cię nie zostawię..."
Eeee... cieszyć się czy płakać?
A Wy? Jesteście anonimowi? czy już ..rozpoznawalni?
Sława... nic tylko gratulacje złożyć :)
OdpowiedzUsuńahaaa..i nic tylko...czekać na telefon.. z telewizji, hehe
UsuńNo ja anonimowa w swoim mieście nie jestem, ale to nie ze względu na bloga, a raczej zawód jaki wykonuję. Ale to takie raczej miłe ,,dzień dobry", ,,co u Pani słychać?" od rodziców swoich małych pacjentów. Za to wiecznie będąc dzieckiem denerwowało mnie wyjście na zakupy na osiedlu, gdzie co 5-10 minut ktoś podchodził do mojej mamy i się witał albo pytał o swoje dziecko (mama jest nauczycielem). Albo komentarze młodzieży gdzieś za plecami: o, to córka tej ...
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o popularność blogową to może ze dwa razy zdarzyło mi się usłyszeć ,,o to, ten ładny chłopczyk z bloga". Ale to raczej też miłe było :-) Jak na razie fejterów na ulicy nie spotkałam. I mam nadzieję, że tak pozostanie :-)
mój tatuś też był znany.. niestety od innej strony... więc ja się jako dziecko bardzo wstydziłam za niego... "popularność" ma różne oblicza :(
Usuńczytam Cię już od jakiegoś czasu ale nie komentowałam nigdy, ale jak już weszłaś na ten temat to się odezwę ze chyba pochodzimy z tego samego miasta tzn. ja mieszkam bardzo blisko niego a domyśliłam się po poście o otwarciu galerii ;D ale spoko nie będę Cię wypatrywać na ulicach i gonić za autografem :D. Czytam bo lubię i to mi wystarcza:)Pozdrawiam Marta
OdpowiedzUsuńoj tam oj tam...autograf masz jak w banku :)))...ale jak zacznę gwiazdorzyć .. daj mi..snikersa :)))
UsuńJa anonimowa, i chyba chciałabym żeby tak pozostało.
OdpowiedzUsuńZaczęłam pisac dla siebie, traktowałam to jako takie wewnętrzne oczyszczenie, wywalenie tego co leży mi na wątrobie. Nie sądziłam, że ktokolwiek będzie mnie czytał...Nie ukrywam, że jest to miłe kiedy ktoś napisze kilka słów od siebie. Daje mi to takiego motywacyjnego kopa. Jest kila osób z którymi zakumplowałam się w tym wirtualnym świecie. Jest kilka osób, które napisało do mnie maila, bo czytając mnie widziały siebie...To jest miłe.
O moim blogu wiedzą dwie przyjaciółki, które mnie czytają...i Mama, która wie że pisze, ale nie wie co, gdzie i jak. I niech tak zostanie.
Często piszę o bardzo prywatnych sprawach i myślę, że byłyby osoby którym ciężko byłoby to zaakceptować.
Ja też piszę o bliskich mi rzeczach.. z jednej strony głupio by mi było gdyby wiedziała "cała Polska" a z drugiej nie mam nic do ukrycia, pewne "ciężkie tematy" poruszam aby sama się z nimi uporać lub tak jak Ty, dostać od Was motywującego kopa w dupę.. z drugiej strony staram się więcej pisać o sobie i swoich dylematach, choć zdarzy się o kimś wspomnieć z rodziny...może by sobie nie życzył...no chyba, że mi zaszedł za skórę..wtedy nie ma zmiłuj się, hehe
UsuńMnie raz zaczepiła dziewczyna na basenie, że widziała gdzieś w necie nasze zdjęcie promujące spotkanie blogerów. Bloga nie znała, nie miała nawet pojęcia, że go prowadzę, ale trafiła na to zdjęcie. Przypadek i małość świata;)
OdpowiedzUsuńJa "jeszcze" nie byłam na żadnym blogerowym spotkaniu...
Usuńkusi mnie, ale jeszcze się krępuje... choć ostatnio na placu zabaw zaczepiła mnie pewna młoda mama.. patrzy się i patrzy...myślę sobie "ocho...czyta bloga"...a ona mnie pyta czy z nią na.. porodówce nie leżałam , hehe
na szczęście ja anonimowa i wolę żeby tak zostało....
OdpowiedzUsuńchyba też nie byłabym gotowa na takie sytuacje...chociaż poniekąd to miłe ;-)
poczuć się przez 5 min jak celebryta :D
A JA jak zwykle .. skrajnie.. niby chcę ale się boję :)))
UsuńA ja ciagle obawiam sie ze ktoś przeczyta , mnie rozpozna ... Taki wyrok w zawieszeniu .... Z jednej strony jak ktoś w Pl , to mam to w ... Poważaniu , gorzej jak tu . Mimo ze pracuje po francusku to jednak taki sieciowy ekshibicjonizm konfiltuje sie z moim zawodem . Nie pisze więc po Francusku czy angielsku , nie dbam o popularność bloga , nie pozwalam anonimowo komentować ... Choć z drugiej strony zarejestrować sie na bloggerzs i wstawić zdjęcie małpy tez można , tyle jakos tak nas mimo wszystko robi to mniej anonimowymi ....
OdpowiedzUsuńLubie Cie czytać !
Dziekuje Aniu..a ja czerpie inspiracje podglądając twoje stylizacje..i wciąż zazdraszczam figury przy dwójce :)
UsuńHaha, ja pisze anonimowo, nikt nie wie o moim blogu, nawet maz czy siostra. Mysle, ze gdyby o nim wiedzieli to zastanawialabym sie co sobie pomysla jak wspomne o tym czy tamtym... I niektore tematy odpuszczalabym sobie, a wtedy to juz nie bylabym w pelni JA... Dlatego tez zamieszczam zdjecia dzieci (ale tylko na pare dni), bo one zmieniaja sie tak szybko, ze szansa na rozpoznanie ich przez kogos znajomego jest niewielka, za to swojej geby w zyciu nie pokaze, bo jeszcze ktos by mnie poznal i nici z anonimowosci. ;)
OdpowiedzUsuńJa lubię podglądać blogi ze zdjęciami dzieci..z jednej strony to fantastyczna pamiątka..ale na razie to nie moja bajka..
Usuńpóki co eksperymentuje z własnym wizerunkiem :)))
na własną odpowiedzialność :P
ja pierdziu Skrajna a my jakbyśmy się zmawiały z tymi tematami, jak nie paznokcie to teraz to..masakra:)))
OdpowiedzUsuńa widzisz, widzisz...gdybym nie wiedziała że ja to ja, to pomyślałabym, że Ty to ...Ja :)))
Usuń