Wczoraj....
Powrót z pracy...
Małż pojechał do teściowej...
Ja rozłożyłam kołdrę na podłodze i udawałam "śpiącą królewnę" łypiąc jednym okiem na dzieci...
Wrócił małż.. a królewna wciąż "śpi"...
Zapytana przez niego czy idę na Zumbę, odpowiedziałam, że tak, choć nie miałam cholernie ochoty ruszać tyłka z domu...
Dziś ma świetny humor...między innymi za wczorajszy "trójpak"...
Wiecie co mi pomogło?
Po pierwsze - ZUMBA
opierdzielałam się jak mogłam, gubiłam kroki jak nigdy...ale pomimo tego poziom energii wzrósł...
Po drugie - PRZYJACIÓŁKA
Po Zumbie znalazła czas aby mnie wysłuchać...byłam tak cholernie spięta, że słowa nie chciały przejść przez gardło, a kiedy w końcu popłynęły i słowa i łzy...dotarłam do źródła frustracji ...
(osobny post obiecuję, bo to ciężki kaliber)
ps. której notabene od wczoraj nienawidzę ...schudła 6kg..beze mnie.. jędza..:)))
Po trzecie - SEKS
Wróciłam do domu, małż jeszcze nie spał, wpatrzony w monitor tv...poszłam się kąpać i tak pod prysznicem pomyślałam, ze skoro oboje jesteśmy tak spięci to może masaż nam pomoże...i trzecim podpunktem byłby MASAŻ gdyby nie to, że jak wyszłam z łazienki zastała mnie cisza i ciemność... Małż pod kołderką.. śpi...więc sama położyłam się obok...ale nie dane nam było spać...mamy "kochanych" sąsiadów trenujących "maratony" po 22, czasem i do północy...Biegają te ich dzieciory i spać nie dają...Jakoś tak w mroku odszukałam rękę małża...nie odsunął się.. odwzajemnił uścisk...
a potem uznał, że woli spać z brzegu łóżka (w zależności kto ma dyżur do młodej ten śpi od krawędzi) i tak przechodząc nade mną.. spotkały się nasze usta...
ps. dziękuję Wam w ostatnim poście za rady...każda jest na wagę złota...ważne aby nie dopuścić by frustracja trwała za długo i nie zatruwała nam życia...ale każdy musi znaleźć własne antidotum :)
W sumie, to fajne masz życie :)
OdpowiedzUsuńAha...czasem skrajności są fajne..zależy na którym biegunie aktualnie jestem :P
Usuńale czasem taki rollecoster bywa męczący...
Najważniejsze, że znajdujesz rzeczy, które potrafią Cię wyciągnąć z beznadziejności jaką jest nic mi się nie chce i mam humor do d...! Brawo! :-)
OdpowiedzUsuńdziękuję, ale jak widzisz nie obyło się bez "osób trzecich " :)))
Usuńno punkt 3 jest najlepszy na wszystko ;-)
OdpowiedzUsuńostatnio taka nabuzowana chodziłam przed okresem....:D
tak "czasem" nam się zdarza...po warunkiem, że nie jest zaplanowane...
UsuńPozytywnie;)
OdpowiedzUsuńżeby nie napisać...skrajnie :))))))))
UsuńTez mam takie emocjonalne skrajne wahania. Raz mi jest dobrze i jestem szczęśliwa, raz mam depresję. I tak właściwie wpływają na to drobne rzeczy. Podobno to kwestia dzieciństwa i pewnego problemu :)
OdpowiedzUsuńAha...myślę, że TEN problem ma tu kluczowe znaczenie...
UsuńBuzi, buzi :)))
OdpowiedzUsuńKurna ja coś nie mogę dotrzec do mojego antidotum, a ono byłoby na wagę złota.
OdpowiedzUsuńCieszę się jednak, że u Ciebie jest lepiej :)