- „ Małgorzato, wiesz, że twoja ostatnia nieobecność
bardzo destabilizuje pracę oddziału? .....Wolałbym, aby to się więcej nie
powtórzyło”
- zagaił szef wychodząc
za mną po pracy, prawie odprowadzając mnie do auta…
Oczywiście,
pierwszy odruch, instynktowny, to tłumaczenie : „Ale Siefie, chora byłam, dziecko chore, niania chora, Sief wie jak jest”…
Nie wie…On
NIGDY nie choruje…Moja choroba jest mu nie na rękę…
Cholera, czemu cięte riposty przychodzą
mi do głowy jak leże wieczorem w łóżku i po raz 55ty analizuje jego „prośbę”...?
Ja rozumiem
z punktu widzenia pracodawcy, że jakakolwiek nieobecność pracownika jest źle widziana. Nawet wpisywanie w grafiku
planowanych urlopów spotyka się z każdorazowym „umoralniająco-mobingującym”
komentarzem od naszego „Księciunia”…
Ja liczyłam się
z tym, że powrót do pracy, z której jeszcze ponad rok temu chciałam uciekać,
chciałam zmiany (no i przyszła ..w postaci…ciąży, hehe ), powrót na stare śmieci nie będzie usłany
różami… Podejście Kierownika do ludzi nie podobało mi się od samego początku…
więc od samego początku były między nami zgrzyty… Na początku próbowałam z tym
walczyć.. Potem zrozumiałam, że nie zmieni się drugiego człowieka.. Są dwa
wyjścia :
- spierdalać
- albo
zmienić swoje nastawienie...
Zostałam.
Praca fajna, lekka, biurowa, wynagrodzenie
w porząsiu, ludzie różni, ale da się żyć, czasem pośmiać… jedyny minus to
atmosfera… Pracuje z samymi facetami… No
mają, delikatnie pisząc, dość złośliwo-destrukcyjne poczucie humoru, lubią obsmarować
drugiemu dupę (mówię wam czasami są gorsi od bab), narzekają i stękają jakby za
darmo musieli pracować…ale sru..ich sprawa…ale czasem jest wesoło...(najczęściej jak nie ma Kiera)...
Natomiast Szefuncio…to jest inna bajka… Wie JAK ująć w
słowa treść którą chce przekazać podwładnemu tak aby :
- poszło w
pięty
- sprawi, że poczujesz się jak gówno
- doprowadza
do bezsilności i masz ochotę tłuc głowa w ścianę, a potem …jego głową w tą sama
ścianę…
Nie mam na
niego patentu … cholera jakieś pomysły?
Ja jestem sama sobie szefem, ale moja firma jest w pewnym sensie zależna od firmy mojego taty. Tutaj to dopiero nie da się dogadać. Czasami jedynym wyjściem jest olać, żeby sobie nerwów nie zszargać.
OdpowiedzUsuńBo z rodziną najfajniej na..zdjęciu...
UsuńMiałam różnych szefów...najmilej wspominam Francuza...nerwus jak cholera, ale obce mu były hocki-klocki. Walił prosto z mostu
i tak pieknie klnął..po francusku :)
Chcę zaprotestować i protestuję!! Faceci nie plotkują, nie obsmarowują innemu doopy !! Faceci wymieniają poglądy, fakty, a jeżeli jakaś informacja nie jest całkiem pewna, potwierdzona to omawiają hipotetyczne warianty zdarzenia oo!!
OdpowiedzUsuńOraz dzień dobry :)
No jasne, przecież nie wszyscy są tacy jak "moi"... same rodzynki ze mną pracują, hehe...
Usuńdzień dobry...
Ale Twoi naprawdę nie plotkują, oni omawiają, wymieniają się informacjami, a jak wiesz w dzisiejszym świecie informacja cenna jest, a bycie nieinformowanym, to bycie takim ubogim :)
UsuńTo szczęściara ze mnie...bo jestem zajebiście doinformowana..wszelakimi newsami...:)
UsuńNo i widzisz, jakie porządne wnioski wyciągnęłaś:) Grunt to pozytywnie myśleć :) Oraz docenić nadarzające się okazje :)
UsuńOj Desperado, coś za łatwo Ci poszło przekonanie Skrajnej do swojego punktu widzenia, za łatwo!
UsuńOczywiście, że faceci plotkują i to jak! Żadna wymiana informacji! Pracując za barem nasłuchałam się, oj nasłuchałam :))
Chłopak "ironiji" nie złapał :-)))
Usuńoj tam, oj tam...Szef pewnie nie umiał odpowiednio wyrazic jakim jestes filarem dla firmy i bez Ciebie wszystko sie wali :-)
OdpowiedzUsuńpzdr Ania
Hehe..dobre Aniu...może masz rację...w sumie trochę "specyficzny" sposób na podbudowanie morali pracowników...
UsuńJa dopiero w tamtym roku trafiłam do normalnego miejsca pracy, z wyrozumiałym i fajnym szefem. Ale wiadomo wszędzie jest COŚ i tutaj też miałam takiego jednego... Powiem Ci, że chyba bym się cieszyła jakbym z samymi facetami pracowała, bo jakoś z nimi się lepiej dogaduję. A co zrobić z szefem? Jak Ci zależy na pracy to lepiej nic...
OdpowiedzUsuńKiedyś bardzo przeżywałam jego "teksty"... teraz próbuje nabrać do nich dystansu...
UsuńDzięki za odwiedzinki:) Hmmm... Nie ma to jak szef w porządku, z którym idzie się dogadać i ma serce:) Ale takiego to ze świecą szukać:) W Polsce to rzadkość niestety. A faceci to są gorsi od bab. Z niektórych to plotkarze, aż tylko:)
OdpowiedzUsuńPrawda jest taka że jaki szef...taki zespół...nie każdy się nadaje do kierowania ludźmi..pzdr, miło że wpadłaś :)
Usuńehhh ci szefowie...
OdpowiedzUsuńZawsze może się trafić ...gorszy...przynajmniej się do mnie nie ślini..:-)))
UsuńGośka, a weź się zapowietrz po prostu - tak na dłużej. Nie znasz czasu ani godziny, w pięty Ci idzie, to niech zostanie. Mówi się: szefie/kierowniku (ja mówię kurwowniku, ale mogę sobie pozwolić) zatkało mnie, nie wiem, co powiedzieć. Szef jest mądrzejszy, ma wiedzę i doświadczenie, może niech szef znajdzie wyjście z tej sytuacji. No i robisz maślane oczy, usta składasz w dziubek i czekasz :)
OdpowiedzUsuńH a h a..tej metody jeszcze nie próbowałam...nie wiem czy dam radę na...słodką idiotkę :-PPP..mam stanowczo za dużo cech...męskich...na szczęście tyko..charakteru :))
UsuńMnie też się ta metoda podoba, czasami wypróbowywałam. Działa! :))
UsuńNazywam to metodą na blondynkę - z całym szacunkiem dla blondynek oczywiście :)
No cóż, może się zaprę...a jak zacznie się ślinić? z facetami to nigdy nie wiadomo...
UsuńJuż takiego miałam jak za miła byłam...Kuźwa...już wolę "podchody" w takim wydaniu...:P